piątek, 25 września 2020

Rozdział 4

Siedziałam na łóżku, wpatrując się w swoje kruche dłonie. Drake wyszedł gdzieś, tłumacząc, że zaraz wróci i mam się stąd nie ruszać. Zostałam sama ze swoimi myślami. W mojej głowie panował totalny chaos. Gdy obudziłam się i nie wiedziałam nawet tego jak się nazywam, miałam wrażenie, że po moim wnętrzu przebiegło tornado, tym samym powodując bałagan w mojej pamięci.

Westchnęłam głośno, chowając twarz w dłonie. Bałam się, że nie uda mi się. Bałam się, że wcale tak szybko nie odzyskam pamięci, tak jak powtarzał mi to Drake. Był jedyną osobą, którą znałam i która odpowiedziała mi coś o moim życiu. Przynajmniej wiedziałam mniej więcej na czym stoję. Ale prawda była taka, że nie wiedziałam nic w porównaniu do tego, co mogłabym wiedzieć.

Nie mieściło mi się w głowie to wszystko. Niejaki Justin Bieber zabił z zimną krwią moich rodziców i brata. I chciał zabić też mnie. I z pewnością w dalszym ciągu zamierzał to zrobić. Z tym faktem, że nie wiedział, że będę chciała się zemścić.

Chciałam zrobić to jak najszybciej, ale z drugiej strony zależało mi na tym, żeby cierpiał. Chciałam wbić w jego ciało tysiąc szpilek, tym samym powodując ból przy każdym wkuciu. Pragnęłam, żeby choć w maleńkim stopniu poczuł jakiś ból. Tak jak ja w momencie, w którym dowiedziałam się, że moja rodzina nie żyje.

Jednak nie wiedziałam co postanowi Drake. Liczyłam się z jego zdaniem. Tak naprawdę to on tu dowodził. Musiałam na nim polegać, słuchać się go i robić to, co mi powie.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przekręcanych kluczy w zamku. Drzwi otworzyły się, a w nich stał mój przyjaciel z lekkim uśmiechem wymalowanym na ustach.

- Gdzie byłeś? - zapytałam ciekawa.

- Nieważne - wzruszył ramionami, wchodząc do środka. - Jesteś gotowa?

- Gotowa na co? - spytałam niepewnie.

- Na trening - odparł, przyglądając mi się wnikliwie.

Moje ciało automatycznie się napięło. Nie wiedziałam czego się spodziewać i co za tym się kryje. Nie miałam pojęcia co chodziło mu po głowie. Może chciał od razu rzucić mnie na głęboką wodę i kazać kogoś zabić na dowód, że się do tego nadaję? Że dam radę zabić Biebera?

Pytanie w ogóle było czy dam radę kogokolwiek pozbawić życia? Nie ma nic trudnego w pociągnięciu za spust. To proste, ale istnieje inny problem. Myśl, że zaraz tej osobie przestanie bić serce. Myśl, że jej już nie będzie.

- Chyba się wyłączyłaś - zaśmiał się, pstrykając mi palcami przed twarzą, na co lekko podskoczyłam.

- Jaki trening masz na myśli?

- Sam się nad tym zastanawiam. Muszę nauczyć cię wszystkiego od podstaw, każdej najłatwiejszej rzeczy. Nie wiem jak to rozegrać. Wolę, żebyś już uodporniała się psychicznie na różnego rodzaju gierki, które ci gangsterzy będą na tobie próbować. Musisz być silna. Zarówno fizycznie jak i psychicznie - powiedział, drapiąc się po brodzie.

Teraz to on na chwilę się wyłączył. Zaczął chodzić po pokoju z jednego końca na drugi. Byłam ciekawa co planuje i co postanowi w moim kierunku. Miał rację. Skoro miałam zabić Biebera, to musiałam być silna i profesjonalnie przeszkolona. Miałam wejść do świata zasad mojego wroga. Musiałam znać różne strategie, umieć obronić się i wyjść cało z każdej sytuacji, bo jeden błąd mógłby kosztować mnie życiem.

- Okej, jestem gotowa na wszystko - odparłam bez wahania.

- Na pewno? - spojrzał na mnie niepewnie.

- Tak.

- Będziesz potrafiła zadać ból drugiemu człowiekowi? - spytał, przyglądając mi się bacznie.

Przełknęłam głośno ślinę.

- Nie wiem.

- Nie uznaję takiej odpowiedzi. Jest tylko jedna poprawna odpowiedź - prychnął.

Westchnęłam cicho. Wyraźnie oczekiwał ode mnie tego, że będę twarda już na samym początku. Tymczasem to wszystko było dla mnie nowe. Czułam się dziwnie w tym świecie. Miałam wrażenie, że to nie była moja bajka. Wydawało mi się, że byłam inna.

- Tak.

- Dobra odpowiedź - skinął głową z uznaniem.

- Wiem. Naucz mnie posługiwać się bronią, a wtedy dorwę go jeszcze dziś - powiedziałam pewnie, zaciskając dłonie w pięści.

- Co? - zaśmiał się. - Żartujesz sobie ze mnie?

- O co ci chodzi? - prychnęłam, zakładając ręce na piersi. - Przecież mówiłeś, że mam go zabić - zmarszczyłam brwi. - Więc to zrobię, zanim to on zabije mnie. Chcę zrobić to jak najszybciej.

- Tak po prostu poszłabyś do niego i sprzedała mu kulkę w łeb? - przewrócił oczami.

- Chyba o to chodzi, prawda? - westchnęłam cicho, nie rozumiejąc jego zachowania.

No bo czy to nie to właśnie miałam zrobić? Czy nie miałam zabić mojego wroga? Czy to nie to powtarzał mi Drake?

- Nie chcesz żeby trochę pocierpiał? - spytał. - Zrań go tak, jak on zranił ciebie.

Drake miał rację. Gdybym ot tak, po prostu strzeliła Justinowi w głowę, to nie poczułby tego, co poczuła moja rodzina i ja. A on miał cierpieć sto razy gorzej. Faktycznie, wtedy miałabym jeszcze większą satysfakcję z tego, że go dopadłam.

- W takim razie masz jakiś pomysł jak to zrobić?

- Tylko się nie wściekaj, dobra? - uniósł kącik ust ku górze.

- Okej. Bardziej boję się tego, co wymyśliłeś - odparłam zgodnie z prawdą.

Brunet otworzył już usta, ale nic nie powiedział. Sprawiał wrażenie jak gdyby wahał się nad powiedzeniem tego, co zamierzał mi powiedzieć. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że mam czego się obawiać. Widziałam to już po jego minie, że będzie to trudne.

- Rozkochaj go w sobie.

- Co?

Zaczęłam się śmiać, kręcąc rozbawiona głową. Drake ani drgnął. Stał na przeciwko mnie, mając na twarzy przybitą poważną minę. Czyli jednak nie żartował. Mówił całkowicie poważnie.

- Nie słyszałaś?

- Słyszałam bardzo dobrze, ale ty chyba nie słyszałeś samego siebie - prychnęłam cicho, patrząc na niego oburzona.

Niby jak on to sobie wyobrażał? Miałam rozkochać w sobie człowieka, który zabił moją rodzinę i który chciał zabić też mnie? Czy on postradał rozum? Miałam uwieźć swojego wroga? Miałam się z nim całować, mając w podświadomości to, że robię to z człowiekiem, który zabił mi mamę, tatę i brata?

- Nie bądź taka pyskata, kochanie. To ja tu jestem szefem - dotknął mojego policzka, przez co przeszedł mnie dreszcz.

- Jak ty to sobie wyobrażasz?

- Normalnie, kochanie? - zaśmiał się. - Po prostu rozkochaj go w sobie - powiedział, przejeżdżając palcem po moim policzku, aż do linii żuchwy.

- Myślisz, że to takie proste? - mruknęłam, patrząc jak jego palce muskają moją szyję.

- Zdaję sobie sprawę z tego, że to będzie trudne, ale dasz radę. Chyba chcesz, żeby cierpiał?

- Chcę - przygryzłam dolną wargę. - Więc kiedy będę miała go zabić?

Uśmiechnął się do mnie łobuzersko.

- Jak przyjdzie odpowiedni moment.

- Co masz na myśli? - spytałam ciekawa.

Chciałam wiedzieć na czym stałam i jaki był plan. Powinnam była wszystko wiedzieć, aby poszło po naszej myśli. Zadawałam dużo pytań, ale to dlatego, bo nie wiedziałam nic, a chciałam wiedzieć wszystko. Zresztą Drake sam mówił, że muszę być w pełni na wszystko przygotowana.

- Nie martw się o to. Powiem ci kiedy, ale na pewno jeszcze nie w najbliższym czasie. Musimy to bardzo dobrze rozegrać - wyjaśnił.

Pokiwałam głową, tym samym przyznając mu rację. Cieszyłam się, że z każdą chwilą wiedziałam więcej informacji. Czułam się wtedy pewniej i moje obawy odchodziły ode mnie coraz dalej.

- Mam nadzieję, że będzie chociaż przystojny - zażartowałam i chciałam ruszyć w kierunku drzwi, ale zanim zdążyłam zrobić jakikolwiek ruch, zostałam przyciśnięta do ściany.

Poczułam chłód w momencie, w którym moje ciało zetknęło się z zimną ścianą. W moje żyły wystrzeliła adrenalina, oddech znacznie przyspieszył tym niespodziewanym ruchem ze strony mojego przyjaciela. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Nie wiedziałam co się dzieje.

- Posłuchaj mnie bardzo uważnie - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Ten skurwiel może być przystojny, ale ciebie ma interesować tylko i wyłącznie zemsta, rozumiesz? - warknął, kładąc dłoń na mojej szyi i owinął wokół niej palce.

- Mhm - wymamrotałam, będąc w szoku.

- Jeszcze jedno, maleńka - wyszeptał mi do ucha. - Będę widzieć to, czy się w nim zakochujesz, a radzę ci tego nie robić. Wiesz dlaczego? - spytał. - Bo wtedy to ja zabiję ciebie, a nie ty jego! - syknął, ściskając lekko moją szyję.

Chciał mnie nastraszyć i musiałam przyznać, że mu się to udało. W jednej chwili stał się nieobliczalną bestią. Już nie był moim przyjacielem. Był kimś innym. Kimś złym.

- A teraz chodź ze mną - powiedział, puszczając mnie. - Idziesz na swój pierwszy trening. Z góry zaznaczam, że puszczam cię na głęboką wodę. W piwnicy mamy człowieka, który postąpił bardzo źle. I ty się nim zajmiesz - puścił mi oczko, po czym zaczął kierować się w stronę drzwi.

Tymczasem ja w dalszym ciągu byłam w szoku i zaczęłam się zastanawiać czy na pewno dobrze postępuję. Ale zgodziłam się już. Nie było odwrotu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział 8

 Po skończonym treningu na strzelnicy, wyszłam z budynku i od razu skierowałam się w stronę samochodu, nie mogąc uwierzyć, że to już dzisi...