sobota, 26 września 2020

Rozdział 7

Brak komentarzy:

 - Teraz jesteś nie do poznania - usłyszałam głos mojego przyjaciela, który wszedł do pomieszczenia, w którym przebywałam razem z Vanessą.

Wzięłam głęboki wdech i w końcu odważyłam się otworzyć oczy. Swój wzrok od razu skierowałam na lustro. Moje usta delikatnie się rozchyliły w uśmiechu. Nie byłam już dziewczyną o brązowych włosach. Miałam blond włosy, które zostały trochę podcięte i pocieniowane. Był to śliczny średni odcień blondu. Od razu mi się spodobały. Przejechałam palcami po końcówkach. Były takie miękkie i wydawały się być delikatne.

Następnie spojrzałam na swoją twarz. Miałam mocny makijaż, to znaczy moje oczy były bardzo podkreślone. Mocny i zarazem lekko świecący brązowy cień pokrywał moje powieki. W dodatku miałam zrobione idealnie równe kreski, a rzęsy podkreślone czarnym tuszem. Moje oczy zdecydowanie przykuwały uwagę.

Usta pokryte pomadką kolorem zbliżonym do koloru naturalnych ust. Oczywiście oprócz tego miałam nałożony podkład, a także puder. Dostrzegłam też trochę rozświetlacza w niektórych miejscach. Musiałam przyznać, że spodobało mi się to jak wyglądałam.

Mójnowy ubiór składał się z czarnej bluzki na cienkich ramiączkach, równieżczarnych skórkowych spodni i takiego samego koloru skórzanej kurtki, którazdecydowanie dodawała mi drapieżności i złego charakteru.

Dzięki nowej odsłonie mojego wyglądu, czułam się zdecydowanie pewniej. Wyrażałam siebie w sposób poważny, dodający odwagi, co bardzo pomagało mi budować swoją rolę, którą miałam odegrać już niedługo. Czułam się jak na planie jakiegoś serialu czy filmu. Zdałam sobie sprawę, że w sumie jak dobrze mi pójdzie, to powinnam zostać aktorką.

- Podoba mi się - przyznałam, wstając z krzesła i podchodząc do dużego lustra, które uchwyciło mnie w całej okazałości. - Czynisz cuda - posłałam szczery uśmiech do Vanessy, która od razu go odwzajemniła.

- A tak się bałaś tej zmiany - powiedziała rozbawiona, chowając swoje rzeczy do kosmetyczki.

- Bałam się, bo nie wiedziałam co mnie czeka - wyjaśniłam z łobuzerskim uśmiechem.

- Widzisz, mówiłam ci, że będziesz zadowolona - puściła mi oczko.

Cieszyłam się, że miałam okazję ją poznać. Rozmawiało mi się z nią naprawdę świetnie, a przede wszystkim mogłam spędzić trochę czasu z kimś innym. Była dla mnie wyrozumiała i cierpliwa, kiedy zastanawiałam się nad odcieniem włosów, bo był to dla mnie dość trudny wybór.

- Teraz musimy już jechać, Madison - z zamyślenia wyrwał mnie Drake.

- Dokąd? - spytałam ciekawa, przenosząc na niego wzrok.

- Musisz poćwiczyć - wyjaśnił.

Skrzywiłam się. To nie tak miało wyglądać. Nie chciałam po raz kolejny sprawić komuś bólu i cierpienia. Byłam pewna, że dzisiejsza akcja mi wystarczy, którą z kolei zapamiętam na bardzo długo. Nigdy nie wymarzę z pamięci grymasu twarzy tego biednego człowieka.

Zacisnęłam dłonie w pięści, szukając w głowie jakiejś dobrej wymówki. Nie chciałam tego dzisiaj robić po raz kolejny. Tsa, nie chciałam już nigdy czegoś takiego zrobić. Dzisiejszy trening zniszczył mi psychikę do tego stopnia, że chciałam skończyć już z całą zemstą, której nawet jeszcze nie zaczęłam.

- Jestem głodna - powiedziałam po dłuższej chwili ciszy.

I nie kłamałam. Naprawdę byłam głodna.

Brunet przewrócił oczami, a kobieta zachichotała.

- Dobrze, pojedziemy coś zjeść i później pojedziemy na trening - zaśmiał się. - Vanessa, też jesteś zaproszona.

- Dzięki, ale muszę się zbierać. Mam coś jeszcze ważnego do załatwienia - uśmiechnęła się i podeszła do mnie, po czym przytuliła mnie, a następnie odsunęła się ode mnie.

- Uważaj na siebie - powiedziała bardzo cicho, patrząc mi prosto w oczy, po czym wyszła z pokoju.

Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam na Drake'a. Mierzył mnie wzrokiem od góry do dołu i od dołu do góry, przygryzając przy tym swoją dolną wargę.

- Idziemy? - zapytałam po dłuższej chwili, ponieważ zaczynało krępować mnie to, że wiercił mi dziurę w ciele od tego spojrzenia.

- Idziemy - mruknął, po czym ruszył w kierunku wyjścia.

~*~

Przez całą drogę, kiedy jechaliśmy do knajpki z jedzeniem, patrzyłam przez okno zafascynowana. Czułam się jakbym wyszła na wolność, której zresztą nie znałam. Wpatrywałam się w mijające przez nas uliczki, restauracje, siłownie, kluby, supermarkety, ale nic nie było w stanie mi przypomnieć o tym, czy tu kiedyś byłam.

Zerknęłam kątem oka na mojego przyjaciela, który w wielkim skupieniu prowadził samochód, nie odrywając wzroku od drogi. Miał palce zaciśnięte na kierownicy. Jego postura była wyprostowana. Z twarzy mogłam odczytać tylko tyle, że był spięty.

Ja sama byłam spięta. Obawiałam się kolejnego treningu, który miał mi zafundować Drake. Jednak teraz postanowiłam skupić całą swoją uwagę na nim, aby nie myśleć o tym, co miało mnie czekać w przeciągu kilku godzin.

- Wszystko w porządku? - spytałam i niepewnie dotknęłam jego ramienia.

- Tak - powiedział przez zaciśnięte zęby. - Czemu pytasz?

- Nie jesteś trochę spięty? - zasugerowałam, zabierając dłoń.

Zaśmiał się.

- Kochanie, przez cały ten czas muszę mieć się na baczności. Bieber nie może nas razem zobaczyć. Jeśli zobaczy nas razem, jeśli zobaczy, że jesteś ze mną, to będzie koniec. On nie może wiedzieć, że jesteś ode mnie, rozumiesz? - westchnął, lekko poluźniając palce na kierownicy.

Samochód zatrzymał się, a ja zrozumiałam, że jesteśmy na miejscu. Drake wysiadł z pojazdu, więc odpięłam pas bezpieczeństwa i również opuściłam pojazd, idąc za brunetem w kierunku knajpki z jedzeniem.

Mężczyzna otworzył drzwi i puścił mnie przodem, po czym zaraz za mną wszedł do środka i pokierował mnie w kierunku wolnego stolika, który znajdował się pod ścianą. Był najbardziej oddalony od reszty i poniekąd podobało mi się to. Dzięki temu mogłam na spokojnie porozmawiać z nim na tematy, których zdecydowanie musiałabym unikać, będąc w pobliżu ludzi.

- Na co masz ochotę? - spytał, kiedy już usiedliśmy na przeciwko siebie.

Wzięłam menu do ręki i zaczęłam czytać spis potraw, które tutaj serwują.

- Dla mnie będzie mięso wołowe z frytkami i surówką - powiedziałam, odkładając kartę na stół.

- Poczekaj tu, pójdę zamówić - powiedział i ruszył w kierunku baru.

Mając chwilę dla siebie, skorzystałam z okazji i zaczęłam rozglądać się swobodnie. Było dość sporo ludzi i było trochę głośno. Rozmowy jednej pary zagłuszały słowa drugiej, co znaczyło, że będę mogła bez obaw porozmawiać z brunetem na tematy, które normalnie omijalibyśmy, będąc w takim miejscu.

Czułam się obserwowana przez kogoś i dopiero po chwili zorientowałam się, że to Drake nie spuszcza ze mnie wzroku. Stał przy barze i składał zamówienie, patrząc przez cały czas na mnie. Posłałam mu lekki uśmiech, tym samym dając mu znać, że wszystko jest w porządku i że mu nie ucieknę. Chociaż jakby nie patrzeć miałam szansę na ucieczkę. Drake był na drugim końcu pomieszczenia, które było dość spore. Po drugie było tutaj dużo ludzi, czyli świadkowie, więc co za tym idzie brunet nie mógłby za wiele tutaj zadziałać, mając przed sobą całą widownię. To jednak i tak nie miało znaczenia. Nawet, gdyby udało mi się wydostać z tej knajpki, to byłam pewna, że dorwałby mnie na zewnątrz w mgnieniu oka.

- Byliśmy tu kiedyś? - zadałam pytanie, gdy mężczyzna wrócił na swoje miejsce.

Uśmiechnął się lekko.

- Byliśmy. Często tu przychodziliśmy - powiedział, stawiając przede mną butelkę coli.

- Dzięki - chwyciłam butelkę i od razu upiłam z niej kilka łyków.

Nie sądziłam, że byłam aż tak bardzo spragniona. Ale przez te wszystkie wydarzenia, nie myślałam o czymś takim żeby coś zjeść czy żeby się napić. To był dowód na to, że przeżywałam to wszystko bardzo mocno.

- Jaki trening mnie jeszcze czeka? - spytałam ciekawa. - Bo nie ukrywam, ale nie mam siły, żeby... - przerwał mi.

- Nie, posłuchaj mnie. Zanimdojdzie do twojego pierwszego spotkania z Bieberem muszę cię odpowiednio dotego przygotować – wyjaśnił. – Chyba nie myślałaś sobie, że pójdziesz do niegotak bez żadnego doświadczenia, hm? – zapytał, unosząc brew ku górze. – Bieberto groźny przestępca. Groźniejszy ode mnie i od ciebie, mała. To oczywiste, żenie puściłbym cię tam do niego bez żadnego doświadczenia – prychnął. – W raziegdyby coś poszło nie tak, to musisz umieć się jakoś obronić, prawda? Chyba, żechcesz zginąć z jego rąk, tym samym tracąc szansę na zemstę? – zauważył.

- Dobrze, więc? - poddałam się.

- To nie będzie nic strasznego, nie martw się. Nauczę cię strzelać - wyjaśnił.

- Ale nie będę musiała strzelać w ludzi?

Wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Nie, poćwiczysz strzelanie na zwykłej strzelnicy. Będziesz strzelać do tarczy.

Odetchnęłam z ulgą. Cały stres, który gromadził się we mnie od momentu, w którym Drake oznajmił mi, że odbędzie się dzisiaj mój kolejny trening, nagle wyparował. Nie skrzywdzę już dzisiaj nikogo. Nie muszę się bać.

- Podoba mi się ten pomysł - przyznałam.

- Cieszy mnie to - puścił mi oczko.

W tym momencie usłyszeliśmy jak osoba pracująca w knajpce wyczytuje numerek 14, który trzymał w dłoni Drake. Brunet od razu ruszył w kierunku baru. I tym razem co chwilę odwracał się w moim kierunku, aby upewnić się, że jestem tam, gdzie powinnam być.

Odebrał nasze zamówienie i ruszył do naszego stolika. Zaczęło burczeć mi w brzuchu, a żołądek ściskał się z głodu. Gdy mężczyzna postawił przede mną mój talerz, od razu chwyciłam widelec i zabrałam się za jedzenie. Słyszałam jak Drake zaczął się śmiać z mojej reakcji, ale nic nie powiedział.

Jedliśmy w ciszy, która szczerze mówiąc nie przeszkadzała mi. Co jakiś czas spoglądałam w kierunku przyjaciela, który jadł i robił coś w telefonie.

Z każdym kęsem mój głód stawał się coraz mniejszy. Zjadłam całą swoją porcję, czując się najedzona. Jedzenie mieli tu swoją drogą bardzo dobre i nie dziwiłam się, że często przychodziliśmy.

Dopiłam swoją colę, po czym odłożyłam ją na stół i spojrzałam na bruneta, który akurat podniósł na mnie wzrok i powiedział trzy słowa, które wprawiły mnie w osłupienie i spowodowały, że moje serce zaczęło bić jak szalone.

- To już dzisiaj.

piątek, 25 września 2020

Rozdział 6

Brak komentarzy:

Z moich oczy wypłynęły łzy. Pokręciłam przecząco głową, próbując odgonić od siebie myśli, które nachodziły mój umysł. Jednak nic to nie dawało, bo co chwilę pojawiały się nowe, niszcząc mnie psychicznie.

Skrzywdziłaś człowieka. Zrobiłaś mu krzywdę, Madison. Jak mogłaś?

Spojrzałam niepewnie na mężczyznę, który leżał na podłodze i nie dawał żadnego znaku życia. Jego klatka piersiowa nie poruszała się. Jego ciało było całe w siniakach, krwi i poparzeniach.

Zaczęło docierać do mnie to, że prawdopodobnie zabiłam człowieka. Nie, kurwa. Ja to zrobiłam. Zrobiłam to. Zabiłam niewinną osobę, która miała z pewnością rodzinę. Na pewno miał żonę, która teraz zamartwiała się i czekała aż wróci. Na pewno miał dzieci, które płakały, bo nie wiedziały co dzieje się z ich tatą.

- Żyje - usłyszałam głos przyjaciela, który odsunął się od leżącego ciała. - Spisałaś się bardzo dobrze - uśmiechnął się, wstając i podchodząc do mnie.

- On... żyje? - spytałam z nadzieją w głosie, chowając twarz w dłonie.

- Tak, spokojnie - przytulił mnie do swojej piersi i głaskał po głowie, chcąc mnie uspokoić. - Jest nieprzytomny.

Wiedziałam, że mnie wspiera w tych trudnych chwilach. Ale wiedziałam też, że oczekiwał ode mnie innej reakcji. Z pewnością chciał, abym była przez cały czas twarda i odważna. Jednak potrzebowałam czasu, aby taką się stać. Nie potrafiłam nie mieć wyrzutów sumienia. Dziwiłam się tylko, że on tak na to spokojnie patrzył. Czyżby wprawiły go lata praktyki?

- Chodźmy, musimy już iść - szepnął mi do ucha.

Odsunął się ode mnie, po czym chwycił moją dłoń dość mocno, bardzo pewnie. Jakby bał się, że mu ucieknę. I poniekąd miałam ochotę to właśnie zrobić. Uciec stąd jak najdalej i wymazać całą tę sytuację z pamięci. Pytanie tylko brzmiało: co by było dalej? Gdzie bym się podziała? Co zrobiła? Przecież Bieber na pewno dopadłby mnie szybciej niż bym myślała. Kto wie, czy ktoś jeszcze inny nie chciał mnie skrzywdzić? Obracałam się w takim, a nie innym towarzystwie. Robiłam brudne interesy. Moja przeszłość, której nie znałam dopadłaby mnie. Prędzej czy później.

Ostatni raz spojrzałam na człowieka, któremu przed chwilą wyrządziłam ogromną krzywdę. Gdybym tylko mogła, to cofnęłabym czas. Jednak to się już stało. Nie mogłam cofnąć czasu, ale mogłam wpłynąć na przyszłość tego człowieka. Już nigdy nic mu nie zrobię. Nie skrzywdzę go, a już tym bardziej nie zabiję. Nawet jeśli Drake będzie ode mnie tego oczekiwał, to nie zrobię tego. Musiałam mieć swoje zdanie i zacząć stawiać pomału swoje granice. Rozumiałam, że chciał pomóc mi w zemście na Bieberze, ale nie mogłam dopuścić do tego, żeby inni cierpieli. Nie chciałam tego.

- Przepraszam - szepnęłam cicho, patrząc na wykrzywioną w bólu twarz mężczyzny, po czym posłusznie ruszyłam za przyjacielem w kierunku schodów. Chciałam wyjść stąd jak najszybciej.

~*~

- Gdzie idziemy? - spytałam przerażona, marszcząc brwi, kiedy minęliśmy pokój, w którym się obudziłam.

Drake zignorował moje pytanie i poprowadził prosto do jasnego, dużego pokoju. Był to salon, który był urządzony w nowoczesnym stylu. Na ścianie wisiał ogromny telewizor, na którego na przeciwko stał stolik do kawy, duża kanapa i dwa fotele.

- Usiądź - powiedział stanowczo, więc czym prędzej wykonałam jego prośbę i usiadłam na kanapie.

- Chciałabym zostać sama - wymamrotałam cicho, patrząc na swoje dłonie.

Miałam taką ogromną ochotę się wypłakać i spędzić trochę czasu sama. Potrzebowałam tego. Chciałam zostać sama ze swoimi myślami, które coraz bardziej mnie przerażały i wprawiały w osłupienie. Musiałam sobie z nimi poradzić. Musiałam przez to przejść.

- Nie teraz - westchnął. - Porozmawiajmy.

- Muszę dojść do siebie, Drake - mruknęłam, niepewnie na niego spoglądając.

Stał dokładnie w tym samym miejscu, w którym go zostawiłam chwilę temu. Miał kamienny wyraz twarzy, z której nie potrafiłam nic odczytać. Przyglądał mi się uważnie, co trochę mnie krępowało.

- Musimy porozmawiać - warknął, na co się wzdrygnęłam.

Wiedziałam, że nie odpuści. Im szybciej porozmawiamy, tym szybciej będę mogła zostać sama.

- Dobra - kiwnęłam głową, a on usiadł na fotelu. - O czym chcesz porozmawiać?

- Po pierwsze, to jestem z ciebie cholernie dumny. Bałem się, że po tym całym wypadku, który spowodował, że straciłaś pamięć, nie będziesz w stanie zrobić niczego, co robiłaś do tamtej pory, ale miło mnie zaskoczyłaś. Poradziłaś sobie świetnie. Znów zaczynasz być tą odważną Madison co wcześniej - uśmiechnął się.

- Nie wiem. Nie czuję, żebym to była ja - wyznałam, bawiąc się swoimi dłońmi.

- Ale to jesteś ty, mała. Coraz bardziej przypominasz mi moją kochaną przyjaciółkę Madison sprzed wypadku - powiedział.

Nieważne jak dużo mówił, jak często to powtarzał. Nie potrafiłam uwierzyć, że byłam wcześniej zdolna do czegoś tak okrutnego. Jak mogły nie robić na mnie wrażenia łzy u kogoś innego? Albo gdy ten ktoś krzyczał z bólu? Czy ja naprawdę byłam do tego stopnia zła, że nie robiło na mnie żadnego wrażenia?

- Po drugie, to chciałbym ci oznajmić, że przejdziesz małą metamorfozę. Musisz zmienić kolor włosów przede wszystkim.

Spojrzałam na niego spod byka, a następnie na swoje długie brązowe włosy, które sięgały mi aż za łopatki. Nie chciałam się zmieniać. Już i tak czułam, że nie byłam sobą. Jednak zmiana czegoś takiego jak kolor włosów była nieunikniona. Dzięki temu łatwiej będzie mi zmienić się w kogoś zupełnie innego, ale przede wszystkim - dzięki temu Bieber nie pozna, że to ja, tym bardziej jak zmienię również styl malowania się, ubioru. Drake już będzie wiedział jak o mnie zadbać.

- Okej - pokiwałam głową.

Uniósł brew.

- Okej? Tylko tyle? - spytał zdziwiony.

- No nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Jest coś jeszcze?

- Po prostu spodziewałem się po tobie innej reakcji - zaśmiał się. - Wiesz, że będziesz mi tu narzekać i marudzić.

- Wiem po co muszę to zrobić, więc to zrobię, Drake. Z tym faktem, że chcę wybrać kolor na jaki się przefarbuję - oświadczyłam z lekkim uśmiechem na twarzy.

Chciałam dać mu do zrozumienia małymi kroczkami, że mam swoje zdanie i nie zawsze będzie tak, jak on będzie chciał.

- Zgoda - odwzajemnił uśmiech. - Zaraz przyjedzie tutaj Vanessa, która się tobą zajmie. A ja tymczasem muszę coś załatwić. Poczekaj tutaj na nią - powiedział stanowczo, patrząc mi prosto w oczy.

Wiedziałam, że nie mam nic do gadania, a sprzeciwić tym bardziej się nie mogłam. Jeszcze nie teraz, ale być może już niedługo.

Skinęłam głową w stronę przyjaciela i rozsiadłam się wygodnie na kanapie, biorąc do ręki pilota, który leżał na stoliku przede mną. Widząc to, Drake wstał z fotela i wyszedł z pomieszczenia. Włączyłam telewizję i zaczęłam błądzić po kanałach.

Jednak nie miałam zamiaru oglądać telewizji. Chciałam się skupić na sobie i na swoich myślach, a także odczuciach, które gromadziły się wewnątrz mnie.

Po pierwsze - bałam się. Obudziłam się, nie pamiętając jak się nazywam ani tego ile mam lat. Nie pamiętałam niczego. Byłam zdana na Drake'a, który był moim przyjacielem i jednocześnie przewodnikiem. Miałam tylko jego. Nikogo innego. Byłam skazana na niego. Uwierzyłam mu we wszystko, ale zaczynałam mieć malutkie wątpliwości. Nie czułam się na siłach, żeby krzywdzić drugiego człowieka, ale jednak dzisiaj to zrobiłam. I tego najbardziej się bałam. Bałam się, że Drake po raz kolejny będzie kazał mi komuś coś zrobić. A ja? Co miałam zrobić? Nie chciałam go zawieźć, chciałam zemsty na Bieberze, ale nie chciałam nikogo ranić.

Po drugie - zostałam rzucona od razu na głęboką wodę. Gdy uczysz się pływać, to uczysz się tego przy brzegu, żeby w każdej chwili móc zrezygnować i wejść na ląd. Ja takiej okazji już nie miałam. Zostałam rzucona na głęboką wodę i nie mogłam się z niej wydostać. Nie mogłam wrócić na brzeg, bo nie umiałam pływać. A ja w tym przypadku nie mogłam zrezygnować.

Po trzecie - czułam się inna. Miałam wrażenie, że nie pasowałam tutaj. Myślałam, że gdy będę robić te straszne rzeczy, to odnajdę siebie sprzed wypadku, że moje wspomnienia wrócą i będzie tak jak kiedyś i znów będę tą odważną Madison, jak nazywał mnie Drake. Jednak nic takiego nie działo się, a ja miałam coraz większe wątpliwości.

Ale nie mogłam zrezygnować. Drake już mnie rzucił, a ja musiałam zrobić wszystko, byleby utrzymać się na powierzchni.

Z zamyślenia wyrwał mnie kobiecy głos. Stanęła przede mną wysoka rudowłosa dziewczyna. Była zdecydowanie wyższa ode mnie. Miała na sobie czarną koszulkę ze złotym nadrukiem, niebieskie jeansy, a nogach czarne szpilki. Wyglądała na miłą i pozytywną osobę. Miałam nadzieję, że taka właśnie była. Potrzebowałam takiej osoby w swoim niebezpiecznym otoczeniu.

- Cześć, jestem Vanessa, a ty musisz być Madison - wyszczerzyła swoje zęby w uśmiechu, wyciągając w moim kierunku rękę.

Od razu wstałam z kanapy i uścisnęłam jej rękę, uśmiechając się przy tym szczerze.

- Hej, miło cię poznać. Jesteś drugą osobą, którą znam - wyjaśniłam, ciesząc się z tego.

- Wiem, Drake opowiedział mi o wszystkim. Bardzo mi przykro z powodu wydarzeń, które ostatnio cię spotkały. Mam nadzieję, że Drake ci pomaga?

- Tak, od samego początku bardzo mi pomaga. To dla mnie bardzo trudne. W końcu poznaję cały ten świat na nowo i szczerze mówiąc coraz bardziej mnie on przeraża - westchnęłam cicho.

Cieszyłam się, że tu była. Dzięki niej, miałam komu się wygadać. Zrozumiałam, że potrzebowałam tego bardziej niż siedzenie w samotności ze swoimi myślami. Miałam w końcu kogoś, komu mogłam się zwierzyć i kogoś, kto jednocześnie mnie wysłucha. Oczywiście, miałam Drake'a. Jednak potrzebowałam kogoś jeszcze innego.

- To dobrze. Bardzo to wszystko przeżywał. Bał się o ciebie - wyznała, patrząc mi w oczy. - A teraz, chciałabym, żebyś na chwilę zapomniała o wszystkim złym, co cię spotkało. Teraz czas na twój relaks, chodź - chwyciła mnie za rękę i poprowadziła w stronę któregoś z pokoi.

Odgoniłam od siebie wszelkie myśli. Teraz był czas na mój odpoczynek, który zdecydowanie mi się należał.

Rozdział 5

Brak komentarzy:

 Chwycił mnie za rękę i splótł nasze palcem razem. Jeśli chciał w ten sposób dodać mi otuchy, to nie za wiele mi to dało. Byłam tak zestresowana, że miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Czułam jak moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa i gdyby nie  Drake, to z pewnością bym za nim nie szła, tylko dalej przebywała w pokoju, w którym obudziłam się, nic nie pamiętając.

Nie wiedziałam co będę musiała zrobić. Niewiedza powodowała, że z każdą chwilą wpadałam w coraz większą panikę. Jak ciężkie będzie moje zadanie do wykonania? Jak ciężkie będzie dla mnie ono fizycznie? A jak bardzo ciężkie będzie ono dla mnie psychicznie? Czy podołam? Dam radę? A co jeśli nie? Co jeśli chociaż na chwilę się zawaham? Czy Drake mnie ukarze?

Zastanawiało mnie też to, kim jest ten człowiek, którego więził mój przyjaciel. Powiedział, że postąpił on źle. Nie wiedziałam co miał przez to namyśli, więc w mojej głowie rodziło się wiele scenariuszy. Może kogoś zabił albo coś ukradł. Może nie dotrzymał słowa, nie zapłacił na czas lub nabroił w inny sposób. Miałam nadzieję, że Drake wtajemniczy mnie w przeszłość tego kogoś.

Skręciliśmy w lewo, wnikając w głąb długiego korytarza. Ścisnęłam mocniej dłoń mężczyzny, czując jak coraz mocniej biło mi serce.

Dasz radę, dasz radę, dasz radę - powtarzałam sobie w myślach.

Doszliśmy do końca korytarza. Drake otworzył ostatnie drzwi, które znajdowały się po prawej stronie, a moim oczom ukazały się schody prowadzące w dół. Nie widziałam co znajdowało się w tym pomieszczeniu, ponieważ było ciemno, co dodawało mojemu wewnętrznemu nastrojowi mroczną dekorację. Z zewnątrz chciałam pokazać, że wszystko jest w porządku i w duchu liczyłam na to, że mi się to udało. Drake musiał widzieć mnie pewną siebie. Nie mogłam stchórzyć, ale przerażenie i niepewność miała nade mną z każdą sekundą coraz większą kontrolę.

- Gotowa? - spytał z uśmiechem, odwracając głowę w moją stronę.

Jasne, że nie.

- Tak - pokiwałam głową, starając się odwzajemnić uśmiech, ale nie wiedziałam na ile wiarygodnie mi to wyszło.

- Świetnie - skomentował krótko, zapalając światło. - Panie przodem - powiedział, pokazując gestem ręki, żebym zaczęła iść.

Puściłam jego dłoń i zaczęłam schodzić po schodach, czując napięcie, które rosło z każdą chwilą. Światło zaczęło tracić swoją moc i robiło się coraz ciemniej. Dotarłam na  sam dół, nie widząc niczego poza otaczającą mnie ciemnością.

Zaczęłam się trząść, zastanawiając się czy wynikało to ze strachu czy z zimna, bo było tu chłodno. A może to i to miało na to wpływ.

Słyszałam czyiś ciężki oddech, będąc pewna, że należy on do tego człowieka, którego przetrzymywał tu Drake. Ciarki przeszły mi po plecach. Miałam ochotę uciec stąd i nie robić nic złego osobie, której nawet nie znałam i która nic mi nie zrobiła.

Nagle światło zapaliło się. Zamrugałam kilka razy powiekami, aby moje oczy przyzwyczaiły się do jasności.

Pierwsze co zobaczyłam, a raczej kogo zobaczyłam, to był to Drake. Stał przede mną, mając na twarzy cwany uśmieszek. Przyglądał mi się wnikliwie, próbując stwierdzić w jakim jestem stanie. Był ciekawy czy sobie poradzę i nie stchórzę.

- Jesteś pewna? - spytał, zakładając mi kosmyk włosów za ucho.

Przełknęłam głośno ślinę.

- Tak - powiedziałam, patrząc mu w oczy.

- Możesz zrezygnować - dodał po chwili, jak gdyby chciał mi dać drugi wybór.

- Ale nie chcę - westchnęłam cicho.

Nie chciałam krzywdzić niewinnych osób, ale chciałam skrzywdzić Justina Biebera. A jeśli chciałam to zrobić, to musiałam nabrać doświadczenia, tym samym krzywdząc i wykorzystujących innych. Może i brzmiało to okrutnie, ale taka właśnie była prawda. Musiałam postąpić tak, a nie inaczej, jeśli chciałam zemsty.

- Słuchaj uważnie moich poleceń i rób to, co ci każę - wyjaśnił, przejeżdżając palcami po swoich włosach.

- Dobrze - skinęłam głową, zaciskając dłonie w pięści.

- Więc zaczynamy zabawę - odparł, przesuwając się na bok, tym samym odsłaniając mi widok na to, co działo się przede mną.

Zobaczyłam mężczyznę, który był przywiązany do krzesła. Jego nadgarstki skute były w kajdankach, a nogi obwiązane grubym sznurem. Na twarzy, a dokładniej w miejscu, w którym znajdują się usta, była przyklejona taśma klejąca.

Światło zapaliło się dokładnie nad więzionym człowiekiem, powodując, że dokładnie oświetlało jego postać. Dzięki temu nawet z takiej odległości mogłam dostrzec, że facet ma na twarzy kilka siniaków i krew, która była również na jego koszulce.

Wzdrygnęłam się na widok krwi. Zrobiło mi się słabo od tych wszystkich gromadzących się we mnie emocji. Nie chciałam jednak pokazać, że wymiękam z każdą chwilą.

- Wisiał nam naprawdę sporo pieniędzy - zaczął Drake, zbliżając się do mężczyzny. - To zwykły ćpun, który myślał, że ujdzie mu wszystko na sucho. Nie zdawał sobie sprawy, że nie należę do osób cierpliwych. Odwiedziłem go, aby się upomnieć, ponieważ zawsze daję taką pierwszą i ostatnią szansę. Obiecał, że odda wszystko w przyszłym miesiącu. No cóż, do tej pory nie oddał. Po tygodniu od moich odwiedzin, dostałem wiadomość, że zmierza w kierunku lotniska. Chciał uciec, chociaż upierał się, że nie. Nienawidzę jak ktoś nie oddaje mi tego, co moje i w dodatku jeszcze kłamie, więc sprowadziłem go tutaj, żeby się z nim trochę pobawić. Ale wolę potraktować go jako królika doświadczalnego, więc uczyć będziesz się na nim ty - powiedział, siadając wygodnie w fotelu.

Słuchałam słów przyjaciela w milczeniu, jednocześnie przyglądając się twarzy mężczyzny. Nie zdradzała żadnych emocji. Nawet strachu. Zupełnie tak, jakby się nie bał. A może po prostu był tak wyczerpany, że nie miał sił, aby cokolwiek pokazać. Widać było, że Drake nie szczędził mu bólu. Jego twarz wyglądała masakrycznie, zupełnie jak z jakiegoś horroru.

Miał krótkie jasne brązowe włosy, które były rozczochrane na wszystkie strony. Nie był zbyt wysoki. Był szczupły, trochę umięśniony. Miał na sobie niebieską koszulkę z krótkim rękawem, jasne jeansy i czarne adidasy. Jego twarz pokrywał kilkudniowy zarost.

W pewnym momencie jego wzrok spoczął na mnie. Patrzył mi prosto w oczy. Miałam wrażenie, że zaraz wywierci mi dziurę w ciele od tego natarczywego spojrzenia.

Dopiero teraz dostrzegłam jakiekolwiek uczucia w tym człowieku. Z początku był jakby zszokowany. Zmarszczył brwi w oznace zdziwienia i dalej na mnie patrzył. Wpatrywał się we mnie tak intensywnie, co trochę mnie krępowało. Następne co w nim zobaczyłam to ból wymieszany z niepewnością.

- Musisz wiedzieć, że tacy jak on potrafią nieźle manipulować ludźmi - z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego przyjaciela.

Spojrzałam na niego, posyłając mu ciekawe spojrzenie. W dalszym ciągu czułam jak nieznajomy na mnie patrzy. Byłam ciekawa dlaczego obserwuje tylko mnie, a nie też mojego wspólnika. Ale teraz nie mogłam o tym myśleć. Musiałam skupić się na nauce, na tym co ma mi do przekazania Drake.

- To znaczy? - spytałam, pocierając swoje dłonie, bo zrobiło mi się zimno.

- To znaczy, że potrafią tak cię omamić, że nawet nie wiesz kiedy darujesz im życie lub dasz kolejne szanse. A tak nie może być. Musisz być twarda, to po pierwsze - wyjaśnił.

- Dobra, co dalej? - zapytałam, chcąc jak najszybciej znaleźć się w pokoju, w którym się obudziłam.

Chciałam zostać sama i pomyśleć nad tym wszystkim. Potrzebowałam spędzić trochę czasu sama ze sobą i swoimi myślami. Bardzo tego potrzebowałam. Dlatego chciałam skończyć trening jak najszybciej, aby spędzić trochę czasu w samotności.

- Nie odpuszczaj tak łatwo. To, że powiedzą ci ,,powiem wszystko", nie znaczy, że musisz od razu przestać torturować. Pomęcz ich. Niech wiedzą, żeby następnym razem mówić od razu.

- W jaki sposób można torturować? - przygryzłam dolną wargę.

- Tak naprawdę to można to robić na bardzo wiele sposobów. Wszystko zależy też od twojej kreatywności. Możesz wymyślić banalne tortury, a możesz dać im coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyli. To zależy od ciebie. Ważne, żeby bolało - powiedział, patrząc na mnie zadowolony.

- Okej, mam już kilka pomysłów - wyjawiłam niepewnie.

Uniósł brew ku górze.

- Naprawdę? - spytał z niedowierzaniem w głosie.

Był zaskoczony, tak samo jak ja zresztą.

- Tak - pokiwałam głową.

- Świetnie. W takim razie pokaż na co cię stać - patrzył na mnie wyczekująco.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu, szukając jakichś rzeczy, które mogłabym użyć. W oddali dostrzegłam kawałki szkła leżące na chłodnej podłodze. Ruszyłam w tamtym kierunku, starając się nie myśleć nad ucieczką z tego pokoju. Z każdą sekundą byłam pewna, że nie dam rady tego zrobić, że nie dam rady kogoś skrzywdzić. Jednak nie mogłam zawieźć Drake'a.

Schyliłam się i chwyciłam ostrożnie większy kawałek potłuczonego szkła. Podniosłam się i wzięłam głęboki wdech, po czym odwróciłam się w stronę swojej ofiary. Zaczęłam iść w jej kierunku, czując jak z każdym krokiem moje nogi chcą odmówić mi posłuszeństwa i chcą uciec stąd jak najdalej.

Stanęłam przed mężczyzną. Za wszelką cenę starałam się, aby nie spojrzeć na jego twarz. Ale moje ciało mnie zdradziło. I zerknęłam na niego. I gdybym mogła cofnąć czas, to zrobiłabym wszystko, aby to się nie powtórzyło.

Jego oczy były pełne bólu i łez, które po chwili opuściły ich wnętrze i spłynęły po czerwonych, zakrwawionych policzkach. Skrzywił się, widząc jak uniosłam prawą rękę w jego kierunku, w której miałam odłamek szkła.

Odwróciłam wzrok od jego twarzy, nie mogąc dłużej na niego patrzeć. Czułam jak nie daję rady. Moja podświadomość krzyczała, żebym tego nie robiła, bo później będę tego żałowała.

- Co zamierzasz zrobić maleńka? - zapytał Drake, podchodząc do mnie.

Doskonale wiedział co chciałam zrobić. Widział moment zawahania, który ogarnął mój umysł i moje ciało. Był ciekawy co zrobię. Myślał nad tym czy wbiję ostrze w skórę tego faceta czy zrezygnuję. Ja też się nad tym zastanawiałam.

- Uhm, myślałam nad tym, żeby oszpecić jego twarz i zadać mu ból tym - wyjaśniłam, pokazując na swoją prawą rękę, w której trzymałam swoją broń.

- Więc zrób to - poklepał mnie po ramieniu zachęcająco.

- Daj mi chwilę - wzięłam głęboki wdech.

Uniósł brew.

- Boisz się?

- Nie - odparłam od razu, na co się zaśmiał.

- Widzę, że się boisz. Wahasz się. Nie chcesz tego. Nie chcesz zemścić się na Bieberze - westchnął, odsuwając się ode mnie.

- Chcę - tym razem to ja westchnęłam. - Spróbuj mnie zrozumieć. Obudziłam się w nieznanym mi świecie, nic nie pamiętając. To trudne - wytłumaczyłam mu.

- Rozumiem, ale nie możemy czekać, kochanie. Bieber już na ciebie poluje - mruknął zniecierpliwiony.

Przełknęłam głośno ślinę. Przyłożyłam ostry fragment szkła do skóry na twarzy mojej ofiary. Przejechałam ostrzem od policzka do krawędzi żuchwy, wbijając jak najgłębiej szkło w skórę. Od razu rana otworzyła się i zaczęła wypływać z niej świeża krew, która skapywała na koszulkę, a następnie na podłogę. Przyłożyłam ostrze do drugiego policzka i ponowiłam ten sam ruch. Mężczyzna zaczął się ruszać i wydawać stłumione odgłosy za sprawą taśmy, którą miał przyklejoną do ust.

- Pierwszy raz jest trudny. Później jest łatwiej - szepnął mi do ucha przyjaciel.

Spojrzałam na niego kątem oka. Widziałam, że był zadowolony. Wpatrywał się w moje dzieło z ogromną dumą i satysfakcją w oczach.

- Masz żelazko? - spytałam, oblizując suche wargi.

- Coś się znajdzie. Zaczekaj - wyszedł z pomieszczenia, kierując się na górę.

Wypuściłam z dłoni kawałek szkła, który spadł na podłogę. Schowałam twarz w dłonie, czując, że zaraz się rozpłaczę. Tak bardzo pragnęłam, żeby to był tylko zły sen. Chciałam obudzić się i uświadomić sobie fakt, że to tylko koszmar, a moje życie jest inne. Niestety to była rzeczywistość. Takie było moje życie. I musiałam się z tym zmierzyć.

Rozdział 4

Brak komentarzy:

Siedziałam na łóżku, wpatrując się w swoje kruche dłonie. Drake wyszedł gdzieś, tłumacząc, że zaraz wróci i mam się stąd nie ruszać. Zostałam sama ze swoimi myślami. W mojej głowie panował totalny chaos. Gdy obudziłam się i nie wiedziałam nawet tego jak się nazywam, miałam wrażenie, że po moim wnętrzu przebiegło tornado, tym samym powodując bałagan w mojej pamięci.

Westchnęłam głośno, chowając twarz w dłonie. Bałam się, że nie uda mi się. Bałam się, że wcale tak szybko nie odzyskam pamięci, tak jak powtarzał mi to Drake. Był jedyną osobą, którą znałam i która odpowiedziała mi coś o moim życiu. Przynajmniej wiedziałam mniej więcej na czym stoję. Ale prawda była taka, że nie wiedziałam nic w porównaniu do tego, co mogłabym wiedzieć.

Nie mieściło mi się w głowie to wszystko. Niejaki Justin Bieber zabił z zimną krwią moich rodziców i brata. I chciał zabić też mnie. I z pewnością w dalszym ciągu zamierzał to zrobić. Z tym faktem, że nie wiedział, że będę chciała się zemścić.

Chciałam zrobić to jak najszybciej, ale z drugiej strony zależało mi na tym, żeby cierpiał. Chciałam wbić w jego ciało tysiąc szpilek, tym samym powodując ból przy każdym wkuciu. Pragnęłam, żeby choć w maleńkim stopniu poczuł jakiś ból. Tak jak ja w momencie, w którym dowiedziałam się, że moja rodzina nie żyje.

Jednak nie wiedziałam co postanowi Drake. Liczyłam się z jego zdaniem. Tak naprawdę to on tu dowodził. Musiałam na nim polegać, słuchać się go i robić to, co mi powie.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przekręcanych kluczy w zamku. Drzwi otworzyły się, a w nich stał mój przyjaciel z lekkim uśmiechem wymalowanym na ustach.

- Gdzie byłeś? - zapytałam ciekawa.

- Nieważne - wzruszył ramionami, wchodząc do środka. - Jesteś gotowa?

- Gotowa na co? - spytałam niepewnie.

- Na trening - odparł, przyglądając mi się wnikliwie.

Moje ciało automatycznie się napięło. Nie wiedziałam czego się spodziewać i co za tym się kryje. Nie miałam pojęcia co chodziło mu po głowie. Może chciał od razu rzucić mnie na głęboką wodę i kazać kogoś zabić na dowód, że się do tego nadaję? Że dam radę zabić Biebera?

Pytanie w ogóle było czy dam radę kogokolwiek pozbawić życia? Nie ma nic trudnego w pociągnięciu za spust. To proste, ale istnieje inny problem. Myśl, że zaraz tej osobie przestanie bić serce. Myśl, że jej już nie będzie.

- Chyba się wyłączyłaś - zaśmiał się, pstrykając mi palcami przed twarzą, na co lekko podskoczyłam.

- Jaki trening masz na myśli?

- Sam się nad tym zastanawiam. Muszę nauczyć cię wszystkiego od podstaw, każdej najłatwiejszej rzeczy. Nie wiem jak to rozegrać. Wolę, żebyś już uodporniała się psychicznie na różnego rodzaju gierki, które ci gangsterzy będą na tobie próbować. Musisz być silna. Zarówno fizycznie jak i psychicznie - powiedział, drapiąc się po brodzie.

Teraz to on na chwilę się wyłączył. Zaczął chodzić po pokoju z jednego końca na drugi. Byłam ciekawa co planuje i co postanowi w moim kierunku. Miał rację. Skoro miałam zabić Biebera, to musiałam być silna i profesjonalnie przeszkolona. Miałam wejść do świata zasad mojego wroga. Musiałam znać różne strategie, umieć obronić się i wyjść cało z każdej sytuacji, bo jeden błąd mógłby kosztować mnie życiem.

- Okej, jestem gotowa na wszystko - odparłam bez wahania.

- Na pewno? - spojrzał na mnie niepewnie.

- Tak.

- Będziesz potrafiła zadać ból drugiemu człowiekowi? - spytał, przyglądając mi się bacznie.

Przełknęłam głośno ślinę.

- Nie wiem.

- Nie uznaję takiej odpowiedzi. Jest tylko jedna poprawna odpowiedź - prychnął.

Westchnęłam cicho. Wyraźnie oczekiwał ode mnie tego, że będę twarda już na samym początku. Tymczasem to wszystko było dla mnie nowe. Czułam się dziwnie w tym świecie. Miałam wrażenie, że to nie była moja bajka. Wydawało mi się, że byłam inna.

- Tak.

- Dobra odpowiedź - skinął głową z uznaniem.

- Wiem. Naucz mnie posługiwać się bronią, a wtedy dorwę go jeszcze dziś - powiedziałam pewnie, zaciskając dłonie w pięści.

- Co? - zaśmiał się. - Żartujesz sobie ze mnie?

- O co ci chodzi? - prychnęłam, zakładając ręce na piersi. - Przecież mówiłeś, że mam go zabić - zmarszczyłam brwi. - Więc to zrobię, zanim to on zabije mnie. Chcę zrobić to jak najszybciej.

- Tak po prostu poszłabyś do niego i sprzedała mu kulkę w łeb? - przewrócił oczami.

- Chyba o to chodzi, prawda? - westchnęłam cicho, nie rozumiejąc jego zachowania.

No bo czy to nie to właśnie miałam zrobić? Czy nie miałam zabić mojego wroga? Czy to nie to powtarzał mi Drake?

- Nie chcesz żeby trochę pocierpiał? - spytał. - Zrań go tak, jak on zranił ciebie.

Drake miał rację. Gdybym ot tak, po prostu strzeliła Justinowi w głowę, to nie poczułby tego, co poczuła moja rodzina i ja. A on miał cierpieć sto razy gorzej. Faktycznie, wtedy miałabym jeszcze większą satysfakcję z tego, że go dopadłam.

- W takim razie masz jakiś pomysł jak to zrobić?

- Tylko się nie wściekaj, dobra? - uniósł kącik ust ku górze.

- Okej. Bardziej boję się tego, co wymyśliłeś - odparłam zgodnie z prawdą.

Brunet otworzył już usta, ale nic nie powiedział. Sprawiał wrażenie jak gdyby wahał się nad powiedzeniem tego, co zamierzał mi powiedzieć. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że mam czego się obawiać. Widziałam to już po jego minie, że będzie to trudne.

- Rozkochaj go w sobie.

- Co?

Zaczęłam się śmiać, kręcąc rozbawiona głową. Drake ani drgnął. Stał na przeciwko mnie, mając na twarzy przybitą poważną minę. Czyli jednak nie żartował. Mówił całkowicie poważnie.

- Nie słyszałaś?

- Słyszałam bardzo dobrze, ale ty chyba nie słyszałeś samego siebie - prychnęłam cicho, patrząc na niego oburzona.

Niby jak on to sobie wyobrażał? Miałam rozkochać w sobie człowieka, który zabił moją rodzinę i który chciał zabić też mnie? Czy on postradał rozum? Miałam uwieźć swojego wroga? Miałam się z nim całować, mając w podświadomości to, że robię to z człowiekiem, który zabił mi mamę, tatę i brata?

- Nie bądź taka pyskata, kochanie. To ja tu jestem szefem - dotknął mojego policzka, przez co przeszedł mnie dreszcz.

- Jak ty to sobie wyobrażasz?

- Normalnie, kochanie? - zaśmiał się. - Po prostu rozkochaj go w sobie - powiedział, przejeżdżając palcem po moim policzku, aż do linii żuchwy.

- Myślisz, że to takie proste? - mruknęłam, patrząc jak jego palce muskają moją szyję.

- Zdaję sobie sprawę z tego, że to będzie trudne, ale dasz radę. Chyba chcesz, żeby cierpiał?

- Chcę - przygryzłam dolną wargę. - Więc kiedy będę miała go zabić?

Uśmiechnął się do mnie łobuzersko.

- Jak przyjdzie odpowiedni moment.

- Co masz na myśli? - spytałam ciekawa.

Chciałam wiedzieć na czym stałam i jaki był plan. Powinnam była wszystko wiedzieć, aby poszło po naszej myśli. Zadawałam dużo pytań, ale to dlatego, bo nie wiedziałam nic, a chciałam wiedzieć wszystko. Zresztą Drake sam mówił, że muszę być w pełni na wszystko przygotowana.

- Nie martw się o to. Powiem ci kiedy, ale na pewno jeszcze nie w najbliższym czasie. Musimy to bardzo dobrze rozegrać - wyjaśnił.

Pokiwałam głową, tym samym przyznając mu rację. Cieszyłam się, że z każdą chwilą wiedziałam więcej informacji. Czułam się wtedy pewniej i moje obawy odchodziły ode mnie coraz dalej.

- Mam nadzieję, że będzie chociaż przystojny - zażartowałam i chciałam ruszyć w kierunku drzwi, ale zanim zdążyłam zrobić jakikolwiek ruch, zostałam przyciśnięta do ściany.

Poczułam chłód w momencie, w którym moje ciało zetknęło się z zimną ścianą. W moje żyły wystrzeliła adrenalina, oddech znacznie przyspieszył tym niespodziewanym ruchem ze strony mojego przyjaciela. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Nie wiedziałam co się dzieje.

- Posłuchaj mnie bardzo uważnie - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Ten skurwiel może być przystojny, ale ciebie ma interesować tylko i wyłącznie zemsta, rozumiesz? - warknął, kładąc dłoń na mojej szyi i owinął wokół niej palce.

- Mhm - wymamrotałam, będąc w szoku.

- Jeszcze jedno, maleńka - wyszeptał mi do ucha. - Będę widzieć to, czy się w nim zakochujesz, a radzę ci tego nie robić. Wiesz dlaczego? - spytał. - Bo wtedy to ja zabiję ciebie, a nie ty jego! - syknął, ściskając lekko moją szyję.

Chciał mnie nastraszyć i musiałam przyznać, że mu się to udało. W jednej chwili stał się nieobliczalną bestią. Już nie był moim przyjacielem. Był kimś innym. Kimś złym.

- A teraz chodź ze mną - powiedział, puszczając mnie. - Idziesz na swój pierwszy trening. Z góry zaznaczam, że puszczam cię na głęboką wodę. W piwnicy mamy człowieka, który postąpił bardzo źle. I ty się nim zajmiesz - puścił mi oczko, po czym zaczął kierować się w stronę drzwi.

Tymczasem ja w dalszym ciągu byłam w szoku i zaczęłam się zastanawiać czy na pewno dobrze postępuję. Ale zgodziłam się już. Nie było odwrotu.

Rozdział 3

Brak komentarzy:

 Dedykuję ten rozdział mojemu wujkowi, którego nie ma już na tym świecie, ale który zawsze mnie wspierał i dał mi siły do napisania tego rozdziału. Dziękuję, kocham Cię!

~*~

Obudziłam się zdezorientowana i senna. Nie miałam pojęcia co się wydarzyło. Ba, niczego nie pamiętałam. Nic. Kompletna pustka w mojej głowie. Nie wiedziałam nawet jak się nazywam, ile mam lat czy gdzie mieszkam. Nawet takich podstawowych informacji. Byłam tym faktem bardzo przerażona.

Otworzyłam oczy i powoli przeniosłam się do postawy siedzącej, jednak cicho syknęłam z bólu. Okropnie bolała mnie głowa. Przetarłam oczy dłońmi, po czym rozejrzałam się dookoła. Leżałam na wygodnej kanapie, owinięta szczelnie ciepłym kocykiem. Pomieszczenie było przytulne – miało jasne kolory i sprawiało, że chciało się w nim przebywać. Niemniej jednak nie miałam pojęcia gdzie się znajduję. To miejsce było dla mnie zupełnie obce.

Zaczęłam zastanawiać się co takiego przytrafiło mi się, że niczego nie pamiętałam. Uderzenie? Wypadek? A może jakiś lek, który powodował utratę pamięci? Do licznych moich pytań, na które rzecz jasna nie znałam jeszcze odpowiedzi, zaliczało się też to pytanie, czy kiedykolwiek w ogóle odzyskam pamięć? A co jeśli nie? Czy tak będzie już zawsze? Już nigdy nie dowiem się jak wyglądała moja przeszłość? Nigdy nie dowiem się jak mam na imię? Ile mam lat? Czym się zajmuję? Co z moimi rodzicami? Czy mam rodzeństwo?

W pewnym momencie drzwi otworzyły się. Zobaczyłam w nich jakiegoś mężczyznę, a dokładniej to bruneta, dobrze zbudowanego, wysokiego i przystojnego.

Rozchyliłam delikatnie usta i jednocześnie trochę się skuliłam. Przestraszyłam się go, co było spowodowane tym, że nie znałam go i nie wiedziałam jakie ma zamiary wobec mojej osoby. A może to przez jego wygląd tak po prostu myślałam, że mógłby mi coś zrobić? Cóż, był ubrany cały na czarno, a skórzana kurtka dodawała mu drapieżności. W dodatku w jego twarzy było coś takiego... władczego, przerażającego i groźnego zarazem.

- Kim jesteś? – spytałam szeptem, obserwując każdy jego nawet najmniejszy ruch. To pytanie mnie trapiło. Chciałam uzyskać na nie jak najszybszą odpowiedź. Ale prawda była taka, że w głowie miałam mnóstwo pytań. Na każde z nich chciałam znać odpowiedź.

- Twoim najlepszym przyjacielem – odpowiedział poważnym tonem, patrząc mi w oczy i podszedł bliżej. – Nie pamiętasz? – zapytał. Wpatrywał się we mnie z troską w oczach albo mi się po prostu wydawało.

Czyli nie wiedział. Nie wiedział, że straciłam pamięć. Pocieszała mnie myśl, że znałam chociaż kogoś. To już było coś.

- Nie – wyjąkałam, nie odrywając od niego wzroku. – Nic nie pamiętam – wyznałam, marszcząc brwi.

Mężczyzna zaśmiał się gardłowo.

- To przez wypadek – wyjaśnił, siadając obok mnie na łóżku i bacznie mi się przyglądał, co mnie trochę krępowało.

- Wypadek? – powtórzyłam zmartwiona, a także zaskoczona. – Jaki wypadek? – dopytałam.

Westchnął.

- Miałaś wypadek samochodowy – wyjaśnił. – Nie był to groźny wypadek, ale mimo wszystko bardzo się nim przejąłem – szepnął, dotykając mojej skroni, przez co jęknęłam, ponieważ nasiliło to ból, który czułam stamtąd już wcześniej.

Kiedy mnie dotknął, po moim ciele przeszły dreszcze. Nie potrafiłam stwierdzić czy były one przyjemne, czy też nie, ale w tamtej chwili nie za bardzo mnie to interesowało. Miałam tyle pytań, które chciałabym zadać.

- Och – mruknęłam cicho, splatając swoje palce razem.  – Kiedy odzyskam pamięć? – spytałam ciekawa. – To takie głupie uczucie nic nie pamiętać – wyznałam szczerze. Taka kompletna pustka w głowie, pomyślałam. – Nie wiem nawet jak się nazywam – westchnęłam.

- Nie wiadomo, ale myślę, że nie powinnaś się tym zadręczać. Na pewno wkrótce odzyskasz pamięć, a ja ci w tym pomogę, obiecuję - uśmiechnął się. - Jeśli chcesz, to mogę opowiedzieć ci wszystko co chciałabyś wiedzieć - dodał po chwili ciszy i zerknął na mnie.

Zawładnęła mną nadzieja. Miałam nadzieję, że jeśli opowie mi coś o mnie, to być może ułatwi mi to i szybciej odzyskam pamięć.

- Tak, chcę wiedzieć najlepiej wszystko - pokiwałam ochoczo głową. - Mam dużo pytań.

- Domyślam się - zaśmiał się uroczo, siadając wygodniej. - W takim razie słucham.

- Jak mam na imię? - spytałam ciekawa.

- Madison. Madison Black - odpowiedział od razu.

- Ile mam lat?

- Dziewiętnaście - powiedział, kładąc się na łóżku.

Chyba przeczuwał, że tak szybko nie skończę swojego przesłuchania.

- A ty? Jak masz na imię? - spytałam, patrząc mu w oczy.

- Drake.

Pokiwałam głową, bardziej mu się przyglądając. Sprawiał wrażenie groźnego. Miał w sobie coś takiego, że czułam przed nim respekt. W jego oczach kryło się coś takiego innego, nierealnego. Miał krótkie ciemne brązowe włosy, które były idealnie przystrzyżone. Lekki zarost pokrywał jego brodę. Na lewej dłoni dostrzegłam fragment tatuażu, ale nie widziałam zbyt wiele przez to, że miał na sobie skórzaną kurtkę. Był wysoki i dobrze zbudowany.

- Wracając do mojego wypadku... - zamilkłam na chwilę. - Jak to się stało? - dodałam po chwili.

- Ktoś próbował cię zabić - zacisnął usta w wąską linię.

- Co? - spytałam zszokowana.

Pytania, które zadawałam rodziły kolejne pytania. Teraz zaczęłam się zastanawiać kto próbował mnie zabić i dlaczego. Może miałam jakichś wrogów? A może coś zupełnie innego stało za tym wszystkim?

- Nie wiem czy powinniśmy o tym teraz rozmawiać... - urwał, odwracając ode mnie spojrzenie.

- Dlaczego? - spytałam ciekawa.

Przyjrzałam mu się bardziej. Był spięty. Jego dłonie zaciśnięte były w pięści. Wzrok miał wbity w podłogę. Usta były zaciśnięte, jak gdyby nie chciał powiedzieć już ani jednego słowa. Miałam wrażenie, że nie chciał rozmawiać ze mną dalej na ten temat, ale ja z kolei chciałam mieć sprawę jasną.

- To trudne - ostrzegł mnie.

Pokiwałam głową.

- Ale chcę wiedzieć - odparłam.

- Chcesz wiedzieć nawet najgorszą prawdę? - zapytał, zerkając na mnie niepewnie.

- Tak.

Wziął głęboki wdech.

- To Justin Bieber - powiedział, przyglądając mi się bacznie. Nie mówiłam nic. Czekałam na to, aż powie coś więcej. - To on próbował cię zabić.

- Dlaczego chciał mnie zabić? - wstałam powoli z łóżka, czując jak nadal kręci mi się w głowie.

W myślach powtarzałam sobie jego imię i nazwisko, mając nadzieję, że to coś da i może jakoś przypomnę sobie wątek z tym mężczyzną. Jednak w dalszym ciągu miałam pustkę w głowie. Teraz chociaż znałam o sobie kilka faktów, aczkolwiek to było nic w porównaniu do całego mojego życia, które było dla mnie jedną wielką niewiadomą.

- Wcześniej zabił twoich rodziców i brata. Twój ojciec zażywał narkotyki. Z czasem brał ich coraz więcej i popadł w długi. Narkotyki brał głównie od Biebera i to właśnie u niego się zadłużył. Bieber jest cierpliwy, ale do czasu. Twój ojciec zaciągał kolejne długi. W końcu Justin się wkurwił i dał mu wyznaczony czas, ale twój tata wisiał mu naprawdę sporo pieniędzy i nie był w stanie tego wszystkiego spłacić. Bieber się wkurzył i postanowił sam wymierzyć mu sprawiedliwość - powiedział powoli, co jakiś czas na mnie zerkając.

Siedziałam w ciszy, słuchając mężczyzny uważnie. Byłam w szoku. Po pierwsze, mój ojciec brał narkotyki. Po drugie, moi rodzice i brat nie żyli. Przez niego. Przez Justina Biebera.

Zacisnęłam dłonie w pięści, a do oczu zebrały mi się łzy. Pokręciłam głową, nie mogąc uwierzyć w to co usłyszałam. Nie miałam nikogo. Łudziłam się myślami, że powie mi, że mam rodzinę, z którą mam bardzo dobry kontakt, że często się z nimi spotykam i spędzam z nimi czas. A okazało się, że najważniejsze osoby w moim życiu już nie żyją.

- Dlaczego nie zabił wtedy mnie? - wydukałam, zaciskając mocno zęby, żeby się nie rozpłakać.

- Nie było cię wtedy w domu. Byłaś u mnie - wyjaśnił. - Nie mogłem narazić cię na takie niebezpieczeństwo. Gdybyś nie była tutaj w naszej siedzibie, to dorwałby się w zaledwie kilka godzin.

- W naszej siedzibie? - powtórzyłam, nie rozumiejąc o co mu chodzi.

- Gangu - dodał po dłuższej chwili milczenia.

- Jakiego gangu do cholery? - spytałam przerażona.

- Kilka lat temu postanowiłem założyć gang. To była przemyślana decyzja, uwierz mi. Widziałem w tym dużo pieniędzy, które mogę zarobić, nie musząc harować codziennie po osiem czy nawet więcej godzin, a mając z tego gówno. Na początku nie mówiłem ci nic, bo nie chciałem cię martwić i w to wszystko wciągać, ale kiedyś sama mnie nakryłaś i zobaczyłaś czym się zajmuję. Twoja rodzina wiązała wtedy koniec z końcem i pomyślałaś, że ty też chcesz łatwo i szybko zarobić - powiedział, przenosząc się do postawy siedzącej.

Właśnie dowiedziałam się, że należę do gangu. Miałam inne zdanie o sobie i nie wiedziałam, że byłam wciągnięta w niebezpieczny świat. Wydawało mi się to absurdalne. Ale najwyraźniej taka byłam. Poznawałam siebie na nowo.

- Spokojnie, pomogę ci ze wszystkim - obiecał, wstając i podchodząc do mnie.

Stanął na przeciwko mnie. Nasze ciała dzieliło kilka centymetrów. Podniosłam głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Byłam mu wdzięczna, że jest przy mnie i że wyciąga do mnie dłoń, aby mi pomóc.

- Niby jak? - spytałam cicho.

- Pomogę ci ze wszystkim - powtórzył, chwytając moje dłonie. - Przypomnę ci nasze zasady, jak obsługiwać broń. Tylko mam jedno pytanie.

- Jakie?

- Nie chciałabyś się zemścić? - zapytał ciekawy, spoglądając mi w oczy. - Wyrządził ci i twojej rodzinie tyle krzywdy... Chce zabić też ciebie. Jeśli ty go nie zabijesz, on zabije ciebie.

Przełknęłam głośno ślinę.

Czy naprawdę tego chciałam? Chciałam zemsty? Jasne, że chciałam. Przez niego moja rodzina nie żyła. Chciał dorwać też mnie. Drake miał rację. Zginę albo ja, albo on. Musiałam wybrać.

Pokiwałam głową twierdząco.

- Zrobię to - odparłam bez wahania, ściskając lekko jego dłonie.

Twój czas jest policzony, Bieber.

Rozdział 2

Brak komentarzy:

*Drake*

Siedziałem na fotelu, patrząc z ogromną satysfakcją na obitą mordę pana Walkera. Po jego twarzy wciąż ciągnęły się strugi krwi. Na jego ciele znajdowały się siniaki. Kłamałbym, gdybym powiedział, że nie wyglądało to pięknie. Całe to dzieło było moją zasługą. Jednak nie skończyłem jeszcze rysować. Tak naprawdę miałem tylko szkic całego rysunku oraz niewielką ilość farby na poszczególnych elementach. A to był dopiero początek.

Przechyliłem lekko głowę, widząc jak powieki Walkera zaczęły lekko drgać, a jego oddech stał się szybszy. Otworzył powoli oczy i jęknął głośno z bólu przy głębszym wdechu. Nie wspomniałem, że połamałem mu też żebra?

- Dobry wieczór, śpiąca królewno - zaśmiałem się, wstając z fotela. - Trochę długo byłeś nieprzytomny. Zaczynało mi się już nudzić - dodałem, okrążając go.

Siedział przywiązany do krzesła. Jego usta zakrywała taśma. Musiałem przyznać, że bolała mnie głowa od jego darcia mordy, gdy organizowałem mu te wszystkie atrakcje. Ja musiałem być w formie, on niekoniecznie.

Stanąłem na przeciwko niego, mając na widoku jego przód. Zrobiłem dwa kroki i sięgnąłem ręką do jego twarzy, chwytając sterczący kawałek taśmy, który bez żadnego ostrzeżenia ściągnąłem szybkim, gwałtownym ruchem. W tym momencie po pomieszczeniu rozległo się syknięcie z jego ust.

- Oszczędź mnie, błagam - wyjąkał.

- Przecież wiesz jaki jestem - wzruszyłem ramionami.

- Pomagałem ci przez tyle lat.

- To nic dla mnie nie znaczy. Jesteśmy w innym świecie, Walker. Poza tym przecież wiesz doskonale jak cię nienawidziłem, ty zresztą mnie również. Od samego początku nie potrafiłeś zaakceptować to, że spotykam się z twoją córką. Już na samym początku mnie skreśliłeś. Później sam do mnie dołączyłeś, co nic nie zmieniło. Wykorzystałem tylko fakt, że jeśli zamierzałbyś powiedzieć coś Lily, to ja również miałbym na ciebie jakiegoś haka - wyjaśniłem niewzruszony.

- Jesteś skurwielem - warknął, podnosząc na mnie wzrok.

- Powiedz mi coś czego nie wiem - puściłem mu oczko.

- Dowiedziałem się co jej robiłeś - powiedział przez zaciśnięte zęby.

- Oh, naprawdę? - zaśmiałem się. - Kobieta musi wiedzieć gdzie jej miejsce.

- Damski bokser - wymamrotał cicho, ale doskonale go słyszałem.

Westchnąłem.

- Kopiesz pod sobą jeszcze większy dół, Walker - mruknąłem. - Ja chciałem jak na razie wykopać niewielki dołek, bo chcę się jeszcze z tobą trochę pobawić - dodałem, wyciągając z kieszeni odłamek szkła.

- Zostaw moją córkę w spokoju - powiedział błagalnie.

- Skąd wiesz czy już jej nie zabiłem? - uniosłem brew ku górze.

- Bo nie zabiłeś.

- Nie zabiłem - pokiwałem głową, prostując się. - Ale postąpiła niewłaściwie, odchodząc ode mnie. Nie pozwoliłem jej na to, a ona zrobiła co chciała. Niewdzięczna suka - warknąłem.

Lily była moja odkąd pamiętam. Byliśmy razem szczęśliwi, ale zostawiła mnie. Rozgniewało mnie to, w dodatku w tym samym czasie sprawa z jej ojcem. Musiałem się na nich zemścić, a w szczególności na Walkerze. Musiał zapłacić mi za swoje, bo to była jego zasługa, że Lily się buntowała. Dlatego będzie jeszcze żył, aby widzieć to wszystko. Później z nim skończę, ale jeszcze nie tak szybko.

- Twoja córka to naprawdę taka niewdzięczna suka, Walker - mruknąłem, przykładając odłamek szkła do jego policzka. Przejechałem nim po skórze, powodując, że zaczęła wypływać z niego świeża krew, która skapywała na zimną podłogę.

John nic nie mówił. Chyba jak na razie nie zamierzał w ogóle tego robić, ale to dobrze. Lubiłem bawić się każdą ofiarą.

- Widzę, że bez dwóch zdań odziedziczyła to po tobie - powiedziałem, uśmiechając się lekko.

Podszedłem do szafki, która stała na drugim końcu pomieszczenia. Leżał na niej kastet, który od razu założyłem na prawą dłoń. - Wiesz do czego to służy? - spytałem, podchodząc do niego i uniosłem rękę, na której widniała srebrna broń.

Zanim zdążył mi odpowiedzieć, moja pięść już wylądowała na jego policzku, zadając nowe, świeże i jeszcze bardziej bolące rany. Pokiwałem głową z uznaniem.

- Boli jeszcze bardziej, prawda? - zaśmiałem się, zdejmując kastet i odłożyłem na swoje miejsce.

Usiadłem na fotelu, nalewając sobie wody do szklanki. Wypiłem całą zawartość i odłożyłem na niewielki stolik. Udałem, że na dłuższy moment się zamyślam. Chciałem, żeby czuł jeszcze większą niepewność i strach.

- Nasza zabawa na dziś powoli dobiega końca, ale nie martw się. Odwiedzę cię jutro - oznajmiłem rozbawiony.

- Nie mogę się doczekać - mruknął, oblizując suche usta.

Zaśmiałem się.

- Wiem, ale tym razem nie będę sam - puściłem mu oczko.

- Nie boję się twoich kumpli.

- Kto powiedział, że to będą moi kumple? - uniosłem brew ku górze.

- A nie będą? - prychnął.

- Tym razem nie. Tym razem odwiedzi cię twoja własna córka, Walker - powiedziałem, a widząc jego minę, uśmiechnąłem się. - Nie cieszysz się?

- Cieszę. Przynajmniej zobaczy do jakiego stanu mnie doprowadziłeś, a wtedy nie będzie chciała cię znać, Drake - wyjaśnił z nutką satysfakcji w głosie.

Po raz kolejny się uśmiechnąłem. Był naprawdę głupi, sądząc, że przyprowadzę tu jego córkę, która będzie w pełni świadoma tego wszystkiego. Myślał, że nie jestem mądry i uważał mnie za głupka. Tyle że byłem mądrzejszy i sprytniejszy niż myślał. Chyba naprawdę nie zdawał sobie sprawy do czego jestem zdolny. Najwyraźniej przebywał za mało czasu w moim towarzystwie, aby to wszystko wiedzieć. Teraz zamierzałem uświadamiać go z tym faktem krok po kroku. Nie za szybko, żeby przyswoił każdą informację, którą mu powiem i każdy gest, który wykonam w jego stronę.

- Niezupełnie. Nie będzie wiedziała kim jesteś. Straciła pamięć. Jaka szkoda, prawda? - zaśmiałem się, po czym wstałem.

- Chyba nie zamierzasz...

- Tak. Właśnie to zamierzam - przerwałem mu, chwytając go za szczękę. - Złamałeś zasady. Dobrze wiedziałeś czym grozi odejście - warknąłem, wbijając mu palce w rany, przez co wciągnął gwałtownie powietrze, co sprawiło mu dodatkowy ból w żebrach. - To nie jest żadna zabawa. To poważna gra, a ty teraz stałeś się moim pionkiem w tej pieprzonej grze - syknąłem, puszczając go.

Chwyciłem za szklankę, po czym nalałem do niej wody z butelki.

- Chcesz? - spytałem, a widząc jak oblizał spierzchnięte wargi i pokiwał głową, przeszedłem od razu do rzeczy. - To masz - wylałem na jego twarz całą zawartość szklanki i skierowałem się do drzwi.

Nacisnąłem na klamkę i już miałem zamiar wyjść, ale zatrzymałem się.

- Do jutra, Walker. Czekaj na mnie i na swoją córeczkę. Miłej nocy - to powiedziawszy, zgasiłem światło i wyszedłem z pomieszczenia, zamykając je na klucz.

Rozdział 1

Brak komentarzy:

Uśmiechnęłam się szeroko, przeglądając się w lustrze. Tak bardzo cieszyłam się z przeprowadzki do Los Angeles. Miałam dość pochmurnego Londynu, w którym życie toczyło się monotonnie, a każdy dzień wyglądał dokładnie tak samo jak ten poprzedni. Przynajmniej takie miałam wrażenie.

Najbardziej jednak z tego wszystkiego cieszył mnie fakt, że mój ojciec znalazł o wiele lepszą pracę. To właśnie z tego powodu zawitaliśmy w Stanach Zjednoczonych. Nie czułam wyrzutów sumienia, kiedy wzbijałam się powietrze, oddalając się z każdą chwilą od mojego rodzinnego miasta. Zostawiłam tam swoje dawne życie, a w Kalifornii miałam zacząć nowe, zupełnie inne. Ale nie to w tym wszystkim było najważniejsze.

Najważniejsze było to, że w końcu się sprzeciwiłam, postawiłam na swoim i potrafiłam powiedzieć ,,nie, to koniec z nami." A wyjazd do Los Angeles mi to zdecydowanie bardzo ułatwił.

Dziś minął równy miesiąc od przeprowadzki. I musiałam przyznać sama przed sobą, że odżyłam. Chciało mi się żyć i przede wszystkim nie bałam się wyjść z domu. Tu nie musiałam się go obawiać. Wiedziałam, że tu jestem bezpieczna i nic mi nie zrobi. Nie tknie mnie. Nie znajdzie.

Przejrzałam się jeszcze raz w lustrze, stwierdzając, że wyglądam do tego stopnia ładnie, że się sobie podobałam. Miałam na sobie czarną bokserkę, a do tego jasne jeansowe krótkie spodenki. Moją szyję, palce oraz nadgarstki pokrywała skromna biżuteria. Włosy miałam rozpuszczone. Założyłam buty na niewielkim obcasie. Spryskałam się swoimi ulubionymi perfumami, a następnie wyszłam ze swojego pokoju i ruszyłam na dół. Wszyscy już na mnie czekali.

- Jestem gotowa - oznajmiłam z uśmiechem, biorąc na ręce swojego czteroletniego brata, który wtulił się we mnie mocno.

Był naprawdę kochany, słodki i zabawny, ale czasami nienawidziłam gnoja.

- W takim razie możemy jechać - odparł tata, chwytając mamę za rękę i wyszliśmy z domu, kierując się do samochodu.

Pomogłam bratu usiąść w foteliku, po czym zapięłam mu pasy bezpieczeństwa, a sama usiadłam obok niego, dając mu do ręki jakąś książeczkę z pieskami i kotkami, którą znalazłam pod siedzeniem.

- Przeczytaj mi ją - poprosił chłopiec, robiąc słodką minkę, na co ja cicho westchnęłam, ponieważ chciałam zająć się sobą i przeglądnąć portale społecznościowe. Zabrałam się za czytanie i po kilku przeczytanych stronach, stwierdziłam, że to naprawdę ciekawe i nawet nie zauważyłam tego jak mój młodszy brat Teo już dawno zasnął, a ja dalej czytałam książeczkę dla dzieci.

Spojrzałam na rodziców, którzy mieli rozbawione miny, na co przewróciłam oczami i położyłam książkę na siedzeniu. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, odblokowałam go i weszłam na Instagrama. Polubiłam kilka postów jak i również skomentowałam zdjęcia moich koleżanek.

Nie zauważyłam nawet kiedy wjechaliśmy w drogę, po której po obu stronach ciągnęły się same drzewa. Ulica była spokojna, sporadycznie mijaliśmy samochody z na przeciwka. Oparłam głowę o szybę, mając dziwne przeczucie. Widziałam jak mój tata zacisnął dłonie na kierownicy w taki sposób, że aż pobielały mu kłykcie. Przełknęłam głośno ślinę, mając wrażenie, że mój ojciec doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że coś było nie tak.

Nie miałam już żadnych wątpliwości w momencie, gdy znacznie zwiększył prędkość prowadzonego auta, które wyrwało się do przodu. Obejrzałam się do tyłu i zmarszczyłam brwi, kiedy zauważyłam policyjne auto. Kompletnie nic z tego nie rozumiałam. Mój tata uciekałby przed policją? To nie było w jego stylu.

Nagle usłyszałam syreny policyjne, które na szczęście nie obudziły mojego smacznie śpiącego brata. Mój ojciec głośno westchnął, uderzając pięścią w kierownicę. Mama spojrzała na niego i posłała mu zdziwione spojrzenie.

- Tyle razy mówiłam ci, żebyś tak nie szalał jak prowadzisz. I zobacz, część swojej pierwszej wypłaty będziesz musiał przeznaczyć na zapłacenie mandatu. No, chyba, że jakimś cudem dostaniesz pouczenie, w co szczerze wątpię - powiedziała rozbawiona i poklepała go po ramieniu, jednak tata nie zareagował, co było dziwne, bo zawsze odpowiadał na zaczepki żony.

Zjechał ostro na pobocze i otworzył okno do połowy. Zerknęłam na jego minę w lusterku. Był poważny. I to bardzo.

- Dostaniesz tylko mandat, tato - powiedziałam, próbując go uspokoić.

- Oj, mandat będzie - usłyszałam męski głos.

Odruchowo odwróciłam się, aby zobaczyć co z samochodem policyjnym. Jak się okazało, był zaparkowany zaraz za naszym autem. Dwóch policjantów podeszło do naszego pojazdu od strony kierowcy. Jeden z nich miał ciemną karnację, zaś drugi jasną. Mieli na sobie typowe mundury służbowe.

- Nie możemy porozmawiać kiedy indziej? Bez świadków w postaci mojej rodziny? - spytał mój tata, który był bardzo spięty. Teraz wiedziałam już, że chodziło o coś więcej niż o zwykły mandat za przekroczenie prędkości. Co w tym wszystkim było najbardziej dziwne? Na pewno to, że mój rodzic znał tych mężczyzn i miał jakąś tajemnicę, o której nie chciał, żebyśmy się dowiedzieli.

Byłam ciekawa czy moja rodzicielka wiedziała o całej tej sytuacji coś więcej, czy dokładnie tyle samo co ja. Wyglądała na zdezorientowaną, więc przypuszczałam, że również nie ma o niczym pojęcia.

- Czemu nie chcesz wtajemniczyć w to swojej rodzinki? - zaśmiał się jeden z nich.

- Nie uważasz, że powinni znać prawdę? - uniósł brew ku górze ten drugi.

- John, o co z tym wszystkim chodzi do cholery? - spytała coraz bardziej przerażona moja mama.

Tata spojrzał na nią ze łzami w oczach.

- Chciałem ci o wszystkim powiedzieć, uwierz mi. Ale nie mogłem. Nie chciałem was narażać - powiedział, będąc roztrzęsiony. - Nie możemy się jakoś dogadać? - spytał błagalnie, zerkając na mężczyzn.

Mulat zaśmiał się.

- Poważnie? Chyba wielokrotnie mówiliśmy ci jaką cenę zapłacisz za to wszystko. Daliśmy sobą pomiatać i zapomnieliśmy, że to my tak robimy z innymi, a nie inni z nami. Byliśmy wobec ciebie za dobrzy, daliśmy ci bardzo dużo czasu. Nie skorzystałeś, więc teraz kurwa zapłacisz za swoje. Ty i twoja rodzinka - zacisnął dłonie w pięści.

- Zabijcie mnie, ale moją rodzinę zostawcie w spokoju. Nie są niczemu winni - odpowiedział od razu, patrząc na nich.

Zabijcie?

Co to właściwie oznaczało? W co wplątał się mój ojciec? Kim byli ci ludzie? Jaki mieli w tym wszystkim interes? Jakie mieli wobec nas zamiary? Czy za chwilę nas zabiją?

Miałam w głowie tyle pytań, a na żadne nie znałam odpowiedzi. Byłam bezsilna. Czułam jak z każdą sekundą coraz szybciej biło mi serce. To musiał być jakiś popieprzony sen. To nie działo się naprawdę.

- W tym świecie tak to nie działa, Walker - mruknął mulat. - Jesteś wciągnięty w to gówno, a co za tym idzie oni też są. Tak to u nas działa - oznajmił chłodno, wzruszając ramionami, po czym spojrzał na mnie, a ja zobaczyłam błysk w jego oku.

Jego spojrzenie zmroziło mnie i przyparło z impetem do siedzenia. Nie odrywał ode mnie wzroku przez dłuższą chwilę, a ja miałam wrażenie, że wywiercił on w moim ciele dziurę. Patrzył na mnie intensywnie i nad czymś myślał, cokolwiek to było. Bałam się jak nigdy dotąd. Wstrzymałam oddech jak odwrócił ode mnie wzrok i spojrzał na mojego w dalszym ciągu śpiącego brata. Cieszyłam się, że śpi i nie widzi całego tego przedstawienia.

- Myślę, że zaczniemy od ciebie, Walker - mulat zwrócił się do mojego ojca, przenosząc na niego wzrok. Kątem oka dostrzegłam, że wyciągnął pistolet zza paska od spodni.  - Wysiadaj, Walker - warknął, odbezpieczając broń.

Przytknęłam dłoń do ust, a w moich oczach pojawiły się łzy.

- Błagam, zabijcie mnie, ale ich zostawcie w spokoju - tata spojrzał na moją mamę, potem na mnie, a następnie na swojego synka.

Wysiadł z samochodu.

- Nie! - krzyknęła rodzicielka, a ja zaczęłam płakać.

Z przerażenia. Z bezsilności.

- Pani Walker, też zapraszamy - uśmiechnął się ten o jasnej karnacji i podszedł do drzwi od strony pasażera. Otworzył je i czekał aż kobieta wyjdzie. Chwycił ją za ramię, a ten drugi zapiął ojca w kajdanki i ruszyli z nimi w kierunku swojego samochodu.

Chwyciłam za telefon i drżącymi dłońmi próbowałam zaznaczyć symbol, który miałam na ekranie blokady. Niestety wykorzystałam wszystkie możliwości i musiałam czekać trzydzieści sekund, ponieważ źle wpisałam kod. Krzyknęłam spanikowana, myśląc co zrobić. Próbowałam odpiąć swój pas bezpieczeństwa, ale wtedy usłyszałam głos.

- Gdzie są rodzice? - spytał zaspany Teo i zaczął pocierać małymi rączkami swoje zaspane oczka.

Wpatrywał się we mnie wyczekująco ze stoickim spokojem.

A ja nie wiedziałam co mu powiedzieć. Bo co można by było powiedzieć takiemu małemu dziecku? Nic by nie zrozumiał. Zresztą ja sama nic nie rozumiałam, nie wiedziałam o co chodzi.

Wzięłam głęboki wdech

- Spokojnie. Rodzice zaraz wrócą - powiedziałam i pogłaskałam brata po policzku.

Zerknęłam na telefon i gdy spostrzegłam, że mogę ponowić próbę wpisania symbolu, odetchnęłam z ulgą i od razu się za to zabrałam. Udało się. Weszłam w listę połączeń, a następnie kliknęłam na klawiaturę, chcąc wpisać numer, lecz nagle drzwi po mojej stronie otworzyły się, a przed moimi oczami spostrzegłam mulata, który chwycił mnie za ramię. Odpiął mi pas bezpieczeństwa. Zaczęłam się szarpać, ale nie miałam najmniejszych szans. Mężczyzna był bardzo silny.

- Na policję chcesz donosić ty mała suko? - warknął, widząc numer jaki wpisałam na telefonie i wyciągnął mnie z samochodu.

Ponowiłam próbę szarpaniny, choć nie miało to żadnego sensu. Byłam na przegranej pozycji i doskonale o tym wiedziałam. Nagle poczułam silny ból z tyłu głowy, a później nastała ciemność. Ostatnie co pamiętam, to krzyk mojego zapłakanego braciszka.

PROLOG

Brak komentarzy:

      Wyobraź sobie, że budzisz się w nieznanym Ci dotychczas miejscu. Otwierasz oczy i rozglądasz się zdezorientowana po wielkim pomieszczeniu, ale nie jesteś w stanie sobie nic przypomnieć. Nie pamiętasz nic. Kompletnie nic. Nawet nie wiesz jak masz na imię i ile masz lat. Nie wiesz takich podstawowych informacji. Dziwne, prawda? Co wtedy sobie myślisz? Że to musi być jakiś porąbany sen? Nic bardziej mylnego! To rzeczywistość, to dzieje się naprawdę.

      Nagle dostrzegasz dobrze zbudowanego mężczyznę, którego pierwszy raz widzisz na oczy. Wydaje się być groźny, jednak pozory mylą, bo jest dla Ciebie bardzo miły.

      Mówi Ci wszystko – począwszy od tego jak masz na imię, ile masz lat, a kończąc na pewnym facecie, który zabił Twoich rodziców. I co teraz? Wierzysz mu? Przecież masz tylko jego, to on opowiedział Ci wszystko o sobie. Tylko czy to wszystko prawda? Co jeśli mężczyzna nie jest z Tobą szczery? Ale Ty mu wierzysz. Wierzysz mu we wszystko, w każde jego kłamstwo. Myślisz, że jest miły i potulny baranek? Ta, jak niedługo będzie Ci grozić kulką w łeb to zmienisz natychmiast zdanie. Wiedz, że masz do czynienia z groźnym przestępcą, który jest nieobliczalny i gotów zrobić dosłownie wszystko.

      Tylko czy prawdą jest to, że pewien chłopak – równie groźny jak on – zniszczył Ci życie? Zabił Twoich rodziców? A może to tylko kolejne kłamstwo? Jednak nie będziesz zdawać sobie sprawy z tego, że to kolejne kłamstwo.

      Mężczyzna podkusi Cię do czegoś... A mianowicie: chcesz zemsty i odegrać się jakoś na tamtym chłopaku? O tak, wybierzesz tę opcję. Będziesz go nienawidzić. Tylko uważaj! Bo ta nienawiść może przerodzić się w miłość do niewinnego chłopaka.

      Tylko pamiętaj o słowach bruneta: „Będę widzieć to, czy się w nim zakochujesz, a radzę Ci tego nie robić. Wiesz dlaczego? Bo wtedy to ja zabiję Ciebie, a nie Ty jego!". Także... Pamiętaj.

Rozdział 8

 Po skończonym treningu na strzelnicy, wyszłam z budynku i od razu skierowałam się w stronę samochodu, nie mogąc uwierzyć, że to już dzisi...