piątek, 25 września 2020

Rozdział 6

Z moich oczy wypłynęły łzy. Pokręciłam przecząco głową, próbując odgonić od siebie myśli, które nachodziły mój umysł. Jednak nic to nie dawało, bo co chwilę pojawiały się nowe, niszcząc mnie psychicznie.

Skrzywdziłaś człowieka. Zrobiłaś mu krzywdę, Madison. Jak mogłaś?

Spojrzałam niepewnie na mężczyznę, który leżał na podłodze i nie dawał żadnego znaku życia. Jego klatka piersiowa nie poruszała się. Jego ciało było całe w siniakach, krwi i poparzeniach.

Zaczęło docierać do mnie to, że prawdopodobnie zabiłam człowieka. Nie, kurwa. Ja to zrobiłam. Zrobiłam to. Zabiłam niewinną osobę, która miała z pewnością rodzinę. Na pewno miał żonę, która teraz zamartwiała się i czekała aż wróci. Na pewno miał dzieci, które płakały, bo nie wiedziały co dzieje się z ich tatą.

- Żyje - usłyszałam głos przyjaciela, który odsunął się od leżącego ciała. - Spisałaś się bardzo dobrze - uśmiechnął się, wstając i podchodząc do mnie.

- On... żyje? - spytałam z nadzieją w głosie, chowając twarz w dłonie.

- Tak, spokojnie - przytulił mnie do swojej piersi i głaskał po głowie, chcąc mnie uspokoić. - Jest nieprzytomny.

Wiedziałam, że mnie wspiera w tych trudnych chwilach. Ale wiedziałam też, że oczekiwał ode mnie innej reakcji. Z pewnością chciał, abym była przez cały czas twarda i odważna. Jednak potrzebowałam czasu, aby taką się stać. Nie potrafiłam nie mieć wyrzutów sumienia. Dziwiłam się tylko, że on tak na to spokojnie patrzył. Czyżby wprawiły go lata praktyki?

- Chodźmy, musimy już iść - szepnął mi do ucha.

Odsunął się ode mnie, po czym chwycił moją dłoń dość mocno, bardzo pewnie. Jakby bał się, że mu ucieknę. I poniekąd miałam ochotę to właśnie zrobić. Uciec stąd jak najdalej i wymazać całą tę sytuację z pamięci. Pytanie tylko brzmiało: co by było dalej? Gdzie bym się podziała? Co zrobiła? Przecież Bieber na pewno dopadłby mnie szybciej niż bym myślała. Kto wie, czy ktoś jeszcze inny nie chciał mnie skrzywdzić? Obracałam się w takim, a nie innym towarzystwie. Robiłam brudne interesy. Moja przeszłość, której nie znałam dopadłaby mnie. Prędzej czy później.

Ostatni raz spojrzałam na człowieka, któremu przed chwilą wyrządziłam ogromną krzywdę. Gdybym tylko mogła, to cofnęłabym czas. Jednak to się już stało. Nie mogłam cofnąć czasu, ale mogłam wpłynąć na przyszłość tego człowieka. Już nigdy nic mu nie zrobię. Nie skrzywdzę go, a już tym bardziej nie zabiję. Nawet jeśli Drake będzie ode mnie tego oczekiwał, to nie zrobię tego. Musiałam mieć swoje zdanie i zacząć stawiać pomału swoje granice. Rozumiałam, że chciał pomóc mi w zemście na Bieberze, ale nie mogłam dopuścić do tego, żeby inni cierpieli. Nie chciałam tego.

- Przepraszam - szepnęłam cicho, patrząc na wykrzywioną w bólu twarz mężczyzny, po czym posłusznie ruszyłam za przyjacielem w kierunku schodów. Chciałam wyjść stąd jak najszybciej.

~*~

- Gdzie idziemy? - spytałam przerażona, marszcząc brwi, kiedy minęliśmy pokój, w którym się obudziłam.

Drake zignorował moje pytanie i poprowadził prosto do jasnego, dużego pokoju. Był to salon, który był urządzony w nowoczesnym stylu. Na ścianie wisiał ogromny telewizor, na którego na przeciwko stał stolik do kawy, duża kanapa i dwa fotele.

- Usiądź - powiedział stanowczo, więc czym prędzej wykonałam jego prośbę i usiadłam na kanapie.

- Chciałabym zostać sama - wymamrotałam cicho, patrząc na swoje dłonie.

Miałam taką ogromną ochotę się wypłakać i spędzić trochę czasu sama. Potrzebowałam tego. Chciałam zostać sama ze swoimi myślami, które coraz bardziej mnie przerażały i wprawiały w osłupienie. Musiałam sobie z nimi poradzić. Musiałam przez to przejść.

- Nie teraz - westchnął. - Porozmawiajmy.

- Muszę dojść do siebie, Drake - mruknęłam, niepewnie na niego spoglądając.

Stał dokładnie w tym samym miejscu, w którym go zostawiłam chwilę temu. Miał kamienny wyraz twarzy, z której nie potrafiłam nic odczytać. Przyglądał mi się uważnie, co trochę mnie krępowało.

- Musimy porozmawiać - warknął, na co się wzdrygnęłam.

Wiedziałam, że nie odpuści. Im szybciej porozmawiamy, tym szybciej będę mogła zostać sama.

- Dobra - kiwnęłam głową, a on usiadł na fotelu. - O czym chcesz porozmawiać?

- Po pierwsze, to jestem z ciebie cholernie dumny. Bałem się, że po tym całym wypadku, który spowodował, że straciłaś pamięć, nie będziesz w stanie zrobić niczego, co robiłaś do tamtej pory, ale miło mnie zaskoczyłaś. Poradziłaś sobie świetnie. Znów zaczynasz być tą odważną Madison co wcześniej - uśmiechnął się.

- Nie wiem. Nie czuję, żebym to była ja - wyznałam, bawiąc się swoimi dłońmi.

- Ale to jesteś ty, mała. Coraz bardziej przypominasz mi moją kochaną przyjaciółkę Madison sprzed wypadku - powiedział.

Nieważne jak dużo mówił, jak często to powtarzał. Nie potrafiłam uwierzyć, że byłam wcześniej zdolna do czegoś tak okrutnego. Jak mogły nie robić na mnie wrażenia łzy u kogoś innego? Albo gdy ten ktoś krzyczał z bólu? Czy ja naprawdę byłam do tego stopnia zła, że nie robiło na mnie żadnego wrażenia?

- Po drugie, to chciałbym ci oznajmić, że przejdziesz małą metamorfozę. Musisz zmienić kolor włosów przede wszystkim.

Spojrzałam na niego spod byka, a następnie na swoje długie brązowe włosy, które sięgały mi aż za łopatki. Nie chciałam się zmieniać. Już i tak czułam, że nie byłam sobą. Jednak zmiana czegoś takiego jak kolor włosów była nieunikniona. Dzięki temu łatwiej będzie mi zmienić się w kogoś zupełnie innego, ale przede wszystkim - dzięki temu Bieber nie pozna, że to ja, tym bardziej jak zmienię również styl malowania się, ubioru. Drake już będzie wiedział jak o mnie zadbać.

- Okej - pokiwałam głową.

Uniósł brew.

- Okej? Tylko tyle? - spytał zdziwiony.

- No nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Jest coś jeszcze?

- Po prostu spodziewałem się po tobie innej reakcji - zaśmiał się. - Wiesz, że będziesz mi tu narzekać i marudzić.

- Wiem po co muszę to zrobić, więc to zrobię, Drake. Z tym faktem, że chcę wybrać kolor na jaki się przefarbuję - oświadczyłam z lekkim uśmiechem na twarzy.

Chciałam dać mu do zrozumienia małymi kroczkami, że mam swoje zdanie i nie zawsze będzie tak, jak on będzie chciał.

- Zgoda - odwzajemnił uśmiech. - Zaraz przyjedzie tutaj Vanessa, która się tobą zajmie. A ja tymczasem muszę coś załatwić. Poczekaj tutaj na nią - powiedział stanowczo, patrząc mi prosto w oczy.

Wiedziałam, że nie mam nic do gadania, a sprzeciwić tym bardziej się nie mogłam. Jeszcze nie teraz, ale być może już niedługo.

Skinęłam głową w stronę przyjaciela i rozsiadłam się wygodnie na kanapie, biorąc do ręki pilota, który leżał na stoliku przede mną. Widząc to, Drake wstał z fotela i wyszedł z pomieszczenia. Włączyłam telewizję i zaczęłam błądzić po kanałach.

Jednak nie miałam zamiaru oglądać telewizji. Chciałam się skupić na sobie i na swoich myślach, a także odczuciach, które gromadziły się wewnątrz mnie.

Po pierwsze - bałam się. Obudziłam się, nie pamiętając jak się nazywam ani tego ile mam lat. Nie pamiętałam niczego. Byłam zdana na Drake'a, który był moim przyjacielem i jednocześnie przewodnikiem. Miałam tylko jego. Nikogo innego. Byłam skazana na niego. Uwierzyłam mu we wszystko, ale zaczynałam mieć malutkie wątpliwości. Nie czułam się na siłach, żeby krzywdzić drugiego człowieka, ale jednak dzisiaj to zrobiłam. I tego najbardziej się bałam. Bałam się, że Drake po raz kolejny będzie kazał mi komuś coś zrobić. A ja? Co miałam zrobić? Nie chciałam go zawieźć, chciałam zemsty na Bieberze, ale nie chciałam nikogo ranić.

Po drugie - zostałam rzucona od razu na głęboką wodę. Gdy uczysz się pływać, to uczysz się tego przy brzegu, żeby w każdej chwili móc zrezygnować i wejść na ląd. Ja takiej okazji już nie miałam. Zostałam rzucona na głęboką wodę i nie mogłam się z niej wydostać. Nie mogłam wrócić na brzeg, bo nie umiałam pływać. A ja w tym przypadku nie mogłam zrezygnować.

Po trzecie - czułam się inna. Miałam wrażenie, że nie pasowałam tutaj. Myślałam, że gdy będę robić te straszne rzeczy, to odnajdę siebie sprzed wypadku, że moje wspomnienia wrócą i będzie tak jak kiedyś i znów będę tą odważną Madison, jak nazywał mnie Drake. Jednak nic takiego nie działo się, a ja miałam coraz większe wątpliwości.

Ale nie mogłam zrezygnować. Drake już mnie rzucił, a ja musiałam zrobić wszystko, byleby utrzymać się na powierzchni.

Z zamyślenia wyrwał mnie kobiecy głos. Stanęła przede mną wysoka rudowłosa dziewczyna. Była zdecydowanie wyższa ode mnie. Miała na sobie czarną koszulkę ze złotym nadrukiem, niebieskie jeansy, a nogach czarne szpilki. Wyglądała na miłą i pozytywną osobę. Miałam nadzieję, że taka właśnie była. Potrzebowałam takiej osoby w swoim niebezpiecznym otoczeniu.

- Cześć, jestem Vanessa, a ty musisz być Madison - wyszczerzyła swoje zęby w uśmiechu, wyciągając w moim kierunku rękę.

Od razu wstałam z kanapy i uścisnęłam jej rękę, uśmiechając się przy tym szczerze.

- Hej, miło cię poznać. Jesteś drugą osobą, którą znam - wyjaśniłam, ciesząc się z tego.

- Wiem, Drake opowiedział mi o wszystkim. Bardzo mi przykro z powodu wydarzeń, które ostatnio cię spotkały. Mam nadzieję, że Drake ci pomaga?

- Tak, od samego początku bardzo mi pomaga. To dla mnie bardzo trudne. W końcu poznaję cały ten świat na nowo i szczerze mówiąc coraz bardziej mnie on przeraża - westchnęłam cicho.

Cieszyłam się, że tu była. Dzięki niej, miałam komu się wygadać. Zrozumiałam, że potrzebowałam tego bardziej niż siedzenie w samotności ze swoimi myślami. Miałam w końcu kogoś, komu mogłam się zwierzyć i kogoś, kto jednocześnie mnie wysłucha. Oczywiście, miałam Drake'a. Jednak potrzebowałam kogoś jeszcze innego.

- To dobrze. Bardzo to wszystko przeżywał. Bał się o ciebie - wyznała, patrząc mi w oczy. - A teraz, chciałabym, żebyś na chwilę zapomniała o wszystkim złym, co cię spotkało. Teraz czas na twój relaks, chodź - chwyciła mnie za rękę i poprowadziła w stronę któregoś z pokoi.

Odgoniłam od siebie wszelkie myśli. Teraz był czas na mój odpoczynek, który zdecydowanie mi się należał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział 8

 Po skończonym treningu na strzelnicy, wyszłam z budynku i od razu skierowałam się w stronę samochodu, nie mogąc uwierzyć, że to już dzisi...